Kwiecień był drugim z rzędu miesiącem wzrostu indeksu cen konsumpcyjnych (CPI). Jak wynika z opublikowanych w czwartek danych GUS, zwiększył się on 0,4 proc., po zwyżce o 0,2 proc. w marcu. Tak wysokiej inflacji w Polsce nie było już od dwóch lat.
W ujęciu rok do roku CPI w kwietniu nadal malał, ale utrzymująca się od lipca ub.r. deflacja wyraźnie wyhamowała. Ceny konsumpcyjne zmalały o 1,1 proc., po spadku o 1,5 proc. w marcu. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się średnio odczytu na poziomie -1,2 proc.
To jeszcze nie koniec
Wygasanie deflacji to głównie skutek odbicia cen paliw oraz żywności. Te składowe indeksu CPI w kwietniu wzrosły odpowiednio o 1,1 i 0,6 proc. w porównaniu z marcem. W ujęciu rocznym paliwa i żywność wciąż taniały, ale wolniej niż w poprzednich miesiącach. Ich ceny spadły odpowiednio o 2,7 i 13 proc., po zniżkach o 3,8 i 14,8 proc. w marcu.
Sytuacja na rynku paliw nie była dla ekonomistów zaskoczeniem, ale zmiana cen żywności okazała się pewną niespodzianką. – W ujęciu miesiąc do miesiąca wzrost cen żywności był równy średniej dla kwietnia z ostatnich dziesięciu lat. To istotna zmiana, bo dotąd istniała przepaść między historycznymi sezonowymi średnimi a faktyczną dynamiką cen żywności. Na przykład w marcu spadły one o 0,1 proc., podczas gdy w poprzednich dziesięciu latach w tym miesiącu rosły średnio o 0,65 proc. – zauważyli w komentarzu do danych GUS ekonomiści banku ING.
Kwietniowy odczyt CPI nie zmienia jednak prognoz ekonomistów, że w ujęciu rok do roku deflacja w Polsce utrzyma się jeszcze do końca III kwartału. Część z nich wskazuje, że gdyby ponownie zaczął się umacniać złoty, co ujemnie wpłynęłoby na ceny towarów z importu, okres deflacji mógłby się nawet przedłużyć do końca roku.