Od początku listopada obowiązują bowiem nowe zasady dostępu banków do rynku regulowanego. Dzięki nim mogą one bez pośrednictwa domu maklerskiego handlować m.in. obligacjami, listami zastawnymi, kontraktami na stopę procentową czy też na obligacje skarbowe. Z jednej strony nowe przepisy znacznie więc ułatwiają życie bankom, z drugiej zaś nie ingerują w najważniejszy obszar działalności domów maklerskich czyli obrót akcjami.
– Cała branża maklerska obawiała się, że jednolita licencja bankowa, która dawałaby bankom bezpośredni dostęp do rynku akcji, byłaby gwoździem do trumny dla domów maklerskich. Tendencja do wciągania biznesu brokerskiego do banku mogłaby się bowiem nasilić szczególnie w tak ciężkich czasach dla domów maklerskich. Jaki bowiem byłby sens utrzymywać dwa biznesy, które mogą działać w tym samym obszarze? – mówi szef jednego z największych polskich brokerów.
Przedstawiciele banków cieszą się z kolei nowymi możliwościami. Liczą m.in. na rozwój giełdowego rynku terminowego na stopę procentową czy też obligacje skarbowe, który wciąż nie zaskarbił sobie serc inwestorów. – Ostatnie zmiany legislacyjne mają szanse zmienić sytuację w tym segmencie rynku. Istnieje bowiem szansa na to, że rynek ten będzie w stanie zaabsorbować płynność sektora międzybankowego bez konieczności posiadania tzw. licencji maklerskiej – mówi Wojciech Dunaj, wicedyrektor departamentu rynków finansowych mBanku.
Wiele więc wskazuje na to, że przynajmniej na razie interes banków i domów maklerskich udało się pogodzić. Niewykluczone jednak, że obowiązujące obecnie zapisy ulegną jeszcze zmianie. Chce tego KNF. – Potrzebne są przepisy ograniczające skalę działalności inwestycyjnej banków na własny rachunek – mówi Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF.