W efekcie także w ciągu roku do końca czerwca saldo handlowe Polski było ujemne. Licząc w ten sposób to pierwszy roczny deficyt od niemal dwóch lat.
Jak podał w piątek NBP, eksport polskich towarów w czerwcu zwiększył się o 8,7 proc. rok do roku, po zwyżce o 16,3 proc. w maju. Odczyt ten okazał się blisko przeciętnych szacunków ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet" (9,1 proc.). Wyhamowanie wzrostu eksportu było bowiem oczekiwane w związku z efektem kalendarzowym, który w czerwcu wystąpił: miesiąc ten liczył mniej dni roboczych niż przed rokiem, podczas gdy maj więcej.
Ten sam efekt stłumił też dynamikę importu. Pozostała jednak wysoka. Sięgnęła 15 proc. rok do roku, po 21,4 proc. w maju. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się wyhamowania wzrostu importu do 13,5 proc.
Tempo wzrostu importu przewyższyła tempo wzrostu eksportu o 6,3 pkt proc. Poprzednio różnica ta bywała tak duża w latach 2006-2008, czyli w okresie poprzedniego boomu gospodarczego.
Piątkowe dane NBP, choć bliskie oczekiwań ekonomistów, można uznać za zaskakująco dobre w świetle tych, które napłynęły ostatnio z Niemiec, głównego partnera handlowego Polski. Tam w czerwcu eksport zwiększył się o zaledwie 0,7 proc. rok do roku, a import o 3,6 proc., podczas gdy w maju oba wskaźniki zanotowały dwucyfrowe zwyżki.