Do takich wniosków prowadzi raport „Stracić, aby zyskać?", przygotowany przez ekonomistów z ośrodka badawczego GRAPE.
- Rozliczanie straty to mechanizm zgoła absurdalny. Jeśli firma ma stratę, nie płaci podatku – to jest zrozumiałe. Ale gdy dzięki stracie w jednym roku może też nie płacić podatku w kolejnych latach, uzyskuje kosztowny dla finansów publicznych przywilej, którego nie mają inni podatnicy – podsumowuje w rozmowie z „Rz" dr hab. Joanna Tyrowicz, jedna z autorek raportu. - Ten mechanizm stwarza też zachętę do pompowania kosztów, aby uniknąć opodatkowania – dodaje ekonomistka z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW.
„Spośród 75 tys. firm, które przebadaliśmy, ponad 66 proc. zanotowało przynajmniej w jednym badanym roku stratę, co uprawniło je do odliczeń od podstawy opodatkowania w następnych latach, czyli obniżenia faktycznie płaconych podatków w okresach dodatniej rentowności" – czytamy w opracowaniu. Spośród tych 66 proc. uprawnionych firm jedynie 70 proc. skorzystało z mechanizmu rozliczenia straty.
W ocenie ekonomistów GRAPE to odsetek zastanawiająco niski, bo rozliczenie straty nie jest skomplikowaną procedurą. W świetle polskiego prawa stratę poniesioną w danym roku można odliczyć od zysków w kolejnych pięciu latach (maksymalnie 50 proc. na rok). Wymaga to wypełnienia tylko jednego dodatkowego formularza. Dlaczego firmy nie korzystają z tego instrumentu powszechnie?
Autorzy raportu przyznają, że nie znają badań ankietowych, które pozwalałyby odpowiedzieć na to pytanie. Możliwe jednak, że część firm po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, że mają taką możliwość. „Możliwe, że w przypadku części podmiotów sama strata jest pokłosiem kreatywnego podejścia do księgowania kosztów i z czystej przyzwoitości korzystają one z możliwości rozliczenia straty. Wykazanie straty może też być postrzegane jako prowokowanie kontroli skarbowej, czego z uwagi na kłopotliwość unikać wolą nawet najuczciwsi przedsiębiorcy" – zauważają ekonomiści.