To wnioski z opublikowanej w czwartek przez Instytut Badań Strukturalnych analizy autorstwa Marcina Wrońskiego, doktoranta w Szkole Głównej Handlowej.
Podatek majątkowy – a ściśle rzecz biorąc jedno z jego możliwych wcieleń: podatek katastralny (czyli od wartości nieruchomości) – spośród istotnych sił politycznych w Polsce popiera tylko Lewica Razem. W lutym jednak Ministerstwo Finansów prowadziło rekrutację na stanowisko eksperta w wydziale podatków majątkowych i analiz prawnych. Ta informacja wywołała w mediach falę domysłów, że do wprowadzenia podatku majątkowego szykuje się rząd. MF szybko te spekulacje przecięło, zapewniając, że „nie prowadzi prac, których skutkiem byłoby określenie zasad pobierania podatku od nieruchomości opartego na wartości nieruchomości".
Z wyliczeń Wrońskiego wynika, że niechęć większości sił politycznych do podatku majątkowego jest uzasadniona. „Wpływ podatku majątkowego na nierówności majątkowe byłby niewielki, podobnie jak przychody z jego wprowadzenia. Płaciłoby go stosunkowo niewielu płatników, a ponadto jego pobieranie jest kosztowne i administracyjnie skomplikowane. Stosunek korzyści do kosztów jest więc niekorzystny. Wprowadzenie podatku majątkowego jest zatem raczej nieuzasadnione" – konkluduje ekonomista. I dodaje, że „cele, którym miałoby służyć wprowadzenie podatku majątkowego, można skuteczniej osiągnąć dzięki większej progresywności systemu podatkowego oraz opodatkowaniu spadków".
Ekonomista przeanalizował konsekwencje wprowadzenia podatku majątkowego w dwóch wariantach. W pierwszym obciążałby on gospodarstwa domowe, których majątek – obejmujący nieruchomości, spółki oraz instrumenty finansowe - przekracza 1 mln zł, w drugim zaś tylko te, których aktywa są warte więcej niż 5 mln zł. W obu przypadkach stawka podatku jest progresywna, rośnie od 0,5 lub 1 proc. do 2 proc. dla najzamożniejszych gospodarstw domowych, dysponujących aktywami wartymi ponad 50 mln zł.
Autor analizy zauważa, że podatek w pierwszym wariancie płaciłoby niespełna 7 proc. gospodarstw domowych, a dużą ich część stanowiłyby gospodarstwa emerytów. To wynik tego, że wiele z nich posiada mieszkania, których wartość przekracza próg podatku, ale które nie przynoszą żadnego dochodu. Podatek w drugim wariancie obciążyłby zaledwie 0,3 proc. wszystkich gospodarstw domowych.