Czy rzeczywiście Polski Ład oznacza nowe otwarcie podatkowe wobec przedsiębiorstw – zapytaliśmy o to ekspertów. – To jakieś nieporozumienie, owszem, mamy historyczną zmianę, ale oznaczającą wzrost obciążeń dla biznesu – komentuje Łukasz Bernatowicz, wiceprezes BCC. – Polski Ład to dla firm słodko-gorzka pigułka, w której niestety goryczy jest więcej, a straty przeważają nad korzyściami – uważa też Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Po stronie korzyści Ministerstwo Finansów wylicza przede wszystkich różne ulgi w CIT i PIT. To np. ulga na prototypy, na zatrudnienie innowacyjnych pracowników, na robotyzację, probiznesowe zmiany w uldze IP Box, ulga na debiut giełdowy czy tzw. ulga wzrostowa. Z naszej analizy wynika, że łącznie na tego typu preferencjach podatnicy mają skorzystać ok. 2,3 mld zł średnio w roku.
Ukłonem w stronę przedsiębiorstw będę zmiany w uldze inwestycyjnej, czyli tzw. estońskim CIT, ale MF nie podaje, ile mogą one na tym zyskać. Korzystnym rozwiązaniem dla pracodawców zatrudniających pracowników o niskich wynagrodzeniach, a także dla samozatrudnionych o niskich dochodach, jest też obniżka PIT (czyli podwyższenie kwoty wolnej do 30 tys. zł i podniesienie progu podatkowego do 120 tys. zł). Tu zysk dla firm można szacować na 10–12 mld zł rocznie.
O stratach dla biznesu resort finansów nic nie wspomina, ale eksperci mogą je wymienić bez zastanowienia. – To choćby wyższe składki zdrowotne dla jednoosobowych działalności gospodarczych czy nowy, szkodliwy dla gospodarki, podatek minimalny dla korporacji – ostrzega Bernatowicz. – Ten ostatni pomysł to rewolucja podatkowa, do tego źle przygotowana i wprowadzana bez konsultacji. Ledwo rząd przedstawił projekt, a już konieczna była autopoprawka wyłączająca m.in. firmy z branży energetycznej czy wydobywczej – dodaje.
Wedle nowych zasad jednoosobowe firmy zapłacą ok. 7 mld zł więcej składek na NFZ, za to skutków finansowych podatku minimalnego MF nie szacuje.