W istocie, to co w pierwszej połowie zakończonego tygodnia jawiło się w jako przedłużenie ostatnich fal wzrostowych, w drugiej połowie przeszło w ostrzeżenie przed realizacją zysków, gdy w piątek na rynek wrócił strach przed nową odsłoną wojny celnej. Propozycje Donalda Trumpa nałożenia ceł na wszystkie towary z Unii Europejskiej w stawce 50 procent już 1 czerwca zostały uzupełnione bezpośrednim atakiem na Apple, a dokładniej na wszystkie telefony produkowane przez spółkę poza granicami USA. Podaż wspierały też wzrosty rentowności na rynku długu, który nerwowo zareagował na słaby wynik aukcji na papiery 20-letnie i z nowymi obawami o przyszłość długu w kontekście wspomnianych wcześniej zmian w podatkach właśnie przegłosowanych przez Izbę Reprezentantów. Finalnie, wszystkie ważne indeksy skończyły tydzień spadkami. Na Wall Street DJIA i Nasdaq Composite straciły po 2,47 procent przy spadku szerokiego S&P500 o 2,61 procent. W Europie niemiecki DAX oddał 0,58 procent, gdy francuski CAC stracił 1,93 procent.
Powrót chaosu wojny celnej USA z Unią Europejską – zawieszonej już weekendową decyzją Trumpa do 9 lipca – może jawić się jako główna przyczyna zeszłotygodniowych przecen, ale naprawdę była raczej pretekstem do realizacji zysków niż impulsem do nowych spadków. Starczy powiedzieć, iż w pierwszej połowie tygodnia DAX szybował na nowych rekordach hossy i jednocześnie historycznych maksimach, gdy S&P500 lokował się ledwie 3 procent od najwyższego poziomu w historii. Dla części indeksów - jak DAX czy Russell 2000 – tydzień rozpoczął się grą o szósty czy nawet siódmy wzrostowy tydzień w serii, które dołożyły indeksom po kilkanaście procent. Rynkowi statystycy policzyli, iż w przypadku S&P500 zwyżka, jakiej doświadczył indeks w ostatnich tygodniach, poprzedzona skokowym wzrostem zmienności zwykle dokładała indeksowi około 20 procent w rok. W obecnym układzie rynek wykonał ruch znany z historii w ledwie kilka tygodni. Inaczej mówiąc dynamika podejścia pozycjonowała akcje pod realizację zysków i tylko kwestią czasu było, gdy gracze znajdą sobie impuls, który wyzwoli cofnięcie się popytu. Weekendowe sygnały od prezydenta USA zapewne pomogą Europie odbudować się po piątkowym tąpnięciu, ale nie zmieni to problemu dynamiki ostatnich zwyżek i potrzeby korekt, które są oczekiwane, a w obecnym układzie sił wręcz konieczne. Sumując, końcówka poprzedniego tygodnia jawi się jako nowa odsłowna chaosu wojny celnej na rynkach, ale naprawdę ma w sobie raczej elementy korekcyjne niż sygnały powrotu do kwietniowych przecen.
W bliskim terminie giełdy czeka zakończenie miesiąca, które zostanie zagrane w kontekście świątecznym – min. poniedziałek w USA, czwartek w części regionów w Europie – oraz wyników kwartalnych spółki Nvidia. Inwestorzy będą musieli też odpowiedzieć na odczyty amerykańskiej inflacji. W szerszej perspektywie ważnym elementem układu sił będzie zapewne rynek długu, który musi radzić sobie z perspektywami większych potrzeb pożyczkowych USA oraz obniżeniem ratingu przez agencję Moody’s, co w praktyce oznacza ryzyko wzrostu rentowności. Ostatni element rzadko w historii owocował okresami, w którym rentowność amerykańskiego długu i akcje na Wall Street maszerowały solidarnie na północ. Jak zawsze w takich wypadkach ważną części układu sił będą perspektywy polityki monetarnej Fed, ale na chwilę obecną letnie miesiące jawią się jako trudniejsze dla akcji, gdy dług będzie pod presją. Nie można też zapominać o banalnym fakcie, iż rynki właśnie kończą maj i wchodzą w okres, który tradycyjnie jest gorszym dla akcji. Zalecenie „Sell in May” wskazuje, iż letnie miesiące są zwykle okresem realizacji zysków po wiosennych zwyżkach i przygotowań portfeli pod jesienno-zimowe wzrosty. Oczywiście, przy zmienności rynków w okresie kwiecień-maj wszystkie anomalie kalendarzowe – które sprowadzają się do różnić indeksów po kilka procent – wyglądają niewinnie, ale też nie powinny być ignorowane, gdy giełdy szukają zmiennych do potrzebnej wszystkim korekty.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ