Jeśli ktoś myślał, że wtorkowa sesja na GPW była bolesnym, ale jednak jedynie wypadkiem przy pracy, w środę musiał zrewidować swoje poglądy. Nasz rynek znów doświadczył wyraźnych spadków i po raz kolejnym był jednym z najsłabszych na Starym Kontynencie.
Szanse na większe odbicie w górę zostały rozwiane w zasadzie w ciągu pierwszych dwóch godzin handlu. WIG20 co prawda zaczął dzień na plusie, ale można to w zasadzie uznać jedynie za epizod. Podaż bowiem szybko ponownie przejęła inicjatywę rynkową. Po dwóch godzinach handlu indeks największych spółek naszego rynku tracił ponad 1 proc. Jakby tego było mało, później spadki nabrały jeszcze większych rozmiarów. W połowie notowań nasz flagowy indeks spadał o prawie 2 proc. Byki, w odróżnieniu jednak od tego, co działo się we wtorek, nie poddały się bez walki. Co prawda strat nie udało się odrobić, ale udało się je zminimalizować. W odrabianiu strat nie pomagali też Amerykanie. S&P 500 oraz Nasdaq zaczęły dzień od wyraźnych spadków.
Ostatecznie więc WIG20 zamknął notowania 1,3 proc. pod kreską. Oznacza to, że w ciągu zaledwie dwóch sesji stracił na wartości 4,5 proc., przez co jego tegoroczna stopa zwrotu skurczyła się do około 4,5 proc.
Śmiało więc można już mówić o korekcie na naszym rynku, która nie omija także średnich i małych spółek. mWIG40 stracił w środę 0,1 proc., zaś sWIG80 0,5 proc. Pytanie, jak głęboka ona będzie i jak długo może potrwać, pozostaje otwarte. Kolejna szansa na to, by powstrzymać spadki, już podczas czwartkowych notowań.