Korekta spadkowa na warszawskiej giełdzie ponownie nabiera tempa. Piątkowe i poniedziałkowe wzrosty były więc tylko chwilową przerwą. We wtorek znów byliśmy świadkami gry „do jednej bramki”.
Od początku notowań to sprzedający rozdawali karty. O ile jednak jeszcze w pierwszych minutach handlu spadki były stosunkowo niewielkie, o tyle kolejne godziny skutecznie wybiły inwestorom z głowy myślenie o jakimś odbiciu w górę. Podaż niepodzielnie rządziła na naszym parkiecie. W połowie notowań WIG20 tracił na wartości już około 2,5 proc., stając się tym samym najsłabszym indeksem na Starym Kontynencie. Co prawda w Niemczech czy też we Francji także widzieliśmy przewagę koloru czerwonego, ale spadki tam wynosiły około 0,8 proc. zOdsiecz zza oceanu też nie przybyła. Amerykańskie indeksy na początku notowań zjechały pod kreskę. Inna sprawa, że we wtorek nasz rynek bardziej poruszał się w rytm rynków wschodzących, które znalazły się pod presją, aniżeli w takt nadawany przez największe parkiety. Byki nie miały więc nic do powiedzenia do końca notowań. Ostatecznie WIG20 stracił 2,5 proc. i powoli trzeba zacząć myśleć o tym, by bronić okrągłego poziomu 2400 pkt. W dół indeks pociągnęły głównie banki. Wskaźnik WIG-banki stracił ponad 4 proc.