Tempo normalizacji inflacji wyraźnie osłabło w styczniu, a pod niektórymi względami widać wręcz odwrotną tendencję. Niepokojące jest to, co dzieje się z inflacją bazową (po wyłączeniu cen żywności i paliw), która w styczniu wyniosła 0,4 proc. miesiąc do miesiąca, co jest tempem najszybszym od dziewięciu miesięcy. W efekcie inflacja bazowa liczona rok do roku utknęła na poziomie 3,9 proc. (nieco lepiej wygląda podstawowy wskaźnik CPI, wynoszący po styczniu 3,1 proc.).

W tej sytuacji pojawia się podejrzenie, że mocniejsza od wcześniejszych obaw koniunktura w gospodarce i na rynku pracy zaczyna na obecnym etapie utrudniać walkę z inflacją. A to z kolei argument dla Rezerwy Federalnej za wstrzymaniem się z szybkimi obniżkami stóp procentowych. Podczas gdy jeszcze niedawno rynek zakładał pierwsze cięcie w marcu, to teraz te oczekiwania coraz bardziej przesuwają się na czerwiec lub lipiec.

Wzrost rentowności obligacji i umocnienie dolara, to całkiem zrozumiała pierwsza reakcja rynków na „rozgrzaną” inflację. To również dobra okazja do skorygowania się cen akcji, tym bardziej że wcześniej weszły one na Wall Street w strefę silnego technicznego wykupienia (tygodniowy RSI w przypadku S&P 500 najwyżej od stycznia 2020 r.). Według najnowszego sondażu BofA średni udział gotówki w funduszach inwestycyjnych znalazł się o krok od spadku do pułapu 4 proc., przy którym wg „reguły gotówkowej” włącza się sygnał sprzedaży ryzykownych aktywów.