Po ubiegłotygodniowych ciosach byki na warszawskiej giełdzie wciąż nie mogą dojść do siebie. Już w poniedziałek zmarnowana została szansa na chociażby chwilowe odbicie. We wtorek byliśmy z kolei świadkami klasycznego przeciągania liny między popytem i podażą. Większe emocje w tym tygodniu wciąż jednak jeszcze przed nami.
WIG20 wtorkowe notowania zaczął w okolicach poniedziałkowego zamknięcia. Byki co prawda próbowały coś ugrać, ale ich zapędy szybko były studzone. To, co może cieszyć, to fakt, że podobnie wyglądało to, kiedy mieliśmy próby rozwinięcia ruchu spadkowego. Przez większą część dnia byliśmy więc świadkami niewielkiej zmienności. Do bardziej zdecydowanych ruchów nie zachęcała także sytuacja na zagranicznych parkietach. W przypadku tych największych we wtorek mieliśmy lekką przewagę spadków, a i początek notowań na Wall Street przyniósł nieznaczną przecenę. Nasz rynek był jednak niewzruszony i marazm towarzyszył nam już do końca notowań. Rzutem na taśmę byki wyszły jednak zwycięsko z rynkowej rywalizacji. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,4 proc., mWIG40 spadł 0,66 proc., natomiast sWIG80 zaliczył niewielką przecenę rzędu 0,04 proc.
Nie licząc pojedynczych przypadków (m.in. mocna przecena Pepco po rezygnacji prezesa i obniżeniu prognoz wynikowych), wtorkowa sesja była w zasadzie bez historii. Inwestorzy zapewne szybko o niej zapomną, tym bardziej że prawdziwe emocje dopiero przed nami. Już w środę istotny odczyt dotyczący inflacji w Stanach Zjednoczonych, który może być wskazówką odnośnie do tego co może na kolejnych posiedzeniach robić Rezerwa Federalna. W czwartek do gry wchodzi Europejski Bank Centralny. Rynek jest podzielony w opiniach na temat tego, czy instytucja ta zdecyduje się na kolejną podwyżkę stóp, czy może cykl dobiegł już końca. Z tej perspektywy wszystko co najciekawsze na rynku w tym tygodniu dopiero ma nadejść.
Ciężki kolejny dzień miał we wtorek złoty, który wyraźnie osłabiał się zarówno względem dolara, jak i euro. Również w jego przypadku środa zapowiada się niezwykle emocjonująco.