Z początkiem nowego tygodnia pozytywne nastroje ponownie zawitały na krajowy parkiet, dając nadzieję na udaną sesję. Tym bardziej, że na pozostałych europejskich rynkach akcji od samego początku sesji zdecydowanie więcej do powiedzenia mieli kupujący. Kolor zielony pojawił się na indeksach zarówno zachodnioeuropejskich parkietów, jak i rynków z naszego regionu. Ostatnia godzina handlu w Warszawie przyniosła jednak nieoczekiwany zwrot akcji. Krajowe indeksy roztrwoniły wypracowaną zwyżkę, a w końcówce handlu inicjatywę na rynku przejęli sprzedający, spychając główne indeksy w strefę spadków. WIG20 i WIG finiszowały 0,11 proc. pod kreską, marnując tym samym dogodną okazję odrobienia przynajmniej części strat z fatalnego, zeszłego tygodnia. Odwrót indeksów w Warszawie mógł być zbyt przesadną reakcją na lekkie cofnięcie amerykańskich indeksów, które miało miejsce po rozpoczęciu handlu z oceanem. Poza naszym parkietem i kilkoma innymi mniej znaczącymi rynkami z naszego koszyka pozostałe giełdy pozostały niemal niewzruszone. To jednak pokazuje, jak nerwowo zrobiło się wokół naszego parkietu po wydarzeniach z poprzedniego tygodnia i wielu inwestorów woli zapewne trzymać rękę na pulsie. Tym bardziej , że przed nami jesienne wybory, które są dodatkowym i dość istotnym czynnikiem ryzyka.
Czytaj więcej
Eksperci żyją nadziejami, że po przerwaniu w piątek spadkowej serii nastąpi kontynuacja odbicia notowań na warszawskim parkiecie.
W Warszawie początkowo indeksy w górę ciągnęły wracające do łask walory największych banków, odreagowujące ubiegłotygodniową przecenę. W wyniku ochłodzenia nastrojów wykruszyły się jednak w trakcie sesji z grona liderów i skończyły notowania pod kreską. Podobnie było z Orlenem. Chętnie pozbywano się również akcji Asseco, PZU i Cyfrowego Polsatu. Na drugim biegunie znalazły się mocno drożejące papiery spółek wydobywczych JSW i KGHM. Na większą przychylność inwestorów mogły za to liczyć akcje firm notowanych na szerokim rynku. Na plusie zakończyła notowania co druga z nich.
Z łask wypadł także złoty, który jeszcze rano zyskiwał względem najważniejszych walut próbując odrabiać straty po solidnej zeszłotygodniowej przecenie wywołanej zaskakującym cięciem stóp procentowych przez RPP, by w godzinach popołudniowych bić kolejne rekordy słabości w wyniku kolejnej fali przeceny. Późnym popołudniem za euro płacono prawie 4,65 zł, frank szwajcarski kosztował ok. 4,85 zł, a dolar prawie 4,33 zł. Takich słabej krajowej waluty nie mieliśmy od wiosny tego roku.