Po spektakularnym rajdzie w środę na fali światowego optymizmu, czwartek był dniem otrzeźwienia na GPW. Po kilkunastominutowym niezdecydowaniu WIG20 ruszył na północ i w drugiej godzinie sesji meldował się nawet na 2130 pkt. Atak popytu był jednak słabo przygotowany, bo jeszcze przed południem podaż zepchnęła WIG20 do poziomu zamknięcia sesji z poprzedniego dnia. Popołudnie upłynęło już pod znakiem przewagi kupujących, ale ograniczonej porannymi maksimami i tak już sesja w wykonaniu WIG20 wyglądała do końca. Indeks dużych spółek zakończył dzień skromną, sięgająca 0,14 proc. zwyżką. Z jednej strony oznacza to nowe w tym roku maksimum w cenach zamknięcia i dorobek przekraczający 18 proc. Z drugiej strony mamy czerwony korpus świecy dziennej, a nad nim okazały cień. I choć mamy nowe rekordy w cenach zamknięcia, to zatrzymanie zwyżek nastąpiło dokładnie w miejscu szczytu sprzed miesiąca, co oczywiście podaż odczytuje jako swój sukces. Zważywszy na nieustanną siłę polskiego złotego może być to jednak tylko krótkie zawahanie rynku akcji.

Co ciekawe, z rana polskie indeksy były jednymi z najsilniejszych w Europie, ale z czasem zostały zepchnięte w środek stawki. Na czoło wysunął się m.in. niemiecki DAX ze wzrostem o 0,85 proc. pod koniec dnia. Niewiele słabszy był francuski CAC40, który również zaczynał ospale dzień. Dobrym nastrojom w Europie pod koniec sesji towarzyszyły zwyżki przy Wall Street - S&P500 po dwóch godzinach handlu zyskiwał 0,5 proc., zaś Nasdaq 0,93 proc.

Z głównych krajowych indeksów najsłabiej wypadł mWIG40, który finiszował 0,58 proc. pod kreską przy 0,32-proc. zwyżce sWIG80.