W drodze na północ czekają nas jednak mniejsze lub większe turbulencje. Kluczowa, jak zawsze, pozostaje różnica zdań w zakresie odpowiedniego momentu do zajęcia pozycji. Póki co na polskich indeksach dużych i średnich spółek od połowy maja zdaje się odciskać piętno sezonowa klątwa „Sell in May and go away”. Jako że druga część roku bywa często testem wytrzymałościowym dla portfeli i cierpliwości inwestorów, obecnie oczy uczestników rynku bacznie wypatrują potencjalnie nadlatujących czarnych łabędzi.

Uwaga skupiona jest także na działaniach lokalnych i zagranicznych władz monetarnych, a szczególnie na rozpoznawaniu w ich kręgach zmiennokształtnych jastrzębi i gołębi. Przed inwestorem zatem nie lada wyzwanie ornitologiczne, tym bardziej że horyzont inwestycyjny pozostaje zamglony, a poziom trudności w tej rynkowej grze zwiększyło w ostatnim czasie prezydenckie pióro oraz powiązana z nim kwestia jesiennych wyborów parlamentarnych. Obietnice wyborcze już nie raz podcięły skrzydła nawet najbardziej stabilnym spółkom. Wydaje się więc, że warunki na ten moment nie są zbyt sprzyjające.

Ale jest też perspektywa pomyślnych wiatrów – m.in. odblokowanie środków z KPO, korzystne zakończenie trwającej wojny czy utrwalenie się tendencji dezinflacyjnej. To czynniki, które mogłyby teoretycznie uskrzydlić naszych inwestorów.