Wtorkowa sesja na warszawskiej giełdzie, podobnie zresztą jak i na innych europejskich rynkach, została zdominowana przez podaż. Byki jednak też nie zamierzały tanio sprzedawać skóry, co pozwala wierzyć, że wtorkowe wydarzenia to jedynie chwilowa zadyszka kupujących.

Od początku notowań na naszym parkiecie przeważał kolor czerwony, przynajmniej jeśli chodzi o największe spółki. W pierwszych minutach handlu WIG20 tracił około 0,5 proc. Presja sprzedających systematycznie się nasilała. W pewnym momencie główny indeks naszego rynku spadał już ponad 1 proc. i wydawało się, że lada moment zejdzie poniżej okrągłego poziomu 1900 pkt. Byki jednak nie poddały się bez walki.

W drugiej części notowań zaczęło się mozolne odrabianie strat. To, co w pierwszej części dnia wydawało się niemożliwe, w miarę upływu czasu stawało się coraz bardziej realne. WIG20 walczył o to, by wyjść na plus. Nie przeszkadzały temu nawet spadki na Wall Street po rozpoczęciu notowań, chociaż też warto podkreślić, że nie były one jakieś wyraźne.

Byki na warszawskim parkiecie walczyły co prawda do końca, ale ostatecznie musiały uznać wyższość niedźwiedzi. WIG20 stracił 0,1 proc. Mając na uwadze fakt, że w ciągu dnia spadki przekraczały nawet 1 proc., to ostateczny wynik i tak można uznać za małe zwycięstwo byków. Szukając pozytywów dla tego obozu, warto spojrzeć też na średnie i małe spółki. Te przez większość dnia były na plusie. Ostatecznie zarówno mWIG40, jak i sWIG80 zakończyły dzień na plusie. Zyskały odpowiednio 0,53 proc. i 0,5 proc. Rozczarowała natomiast aktywność inwestorów. Obroty na szerokim rynku wyniosły 725 mln zł, co trudno uznać za jakieś wybitne osiągnięcie.