W styczniu 2016 r., po równie efektownych, jak i efektywnych spadkach na GPW, WIG20 dotarł do 1700 pkt. Wówczas przewaga niedźwiedzi zaczęła topnieć i pojawiły się pierwsze oznaki wyczerpania podaży. Na tygodniowym wykresie wykształciła się formacja młotka. Jego biały korpus został wkrótce zaaprobowany przez akcyjne byki, które wróciły na parkiet. Rynek wyznaczył dno bessy.
Obecnie historia może się powtórzyć. WIG20, jak i WIG, wyrysowały popytowe formacje. W zależności od piątkowego zamknięcia, może nastąpić ich potwierdzenie. Pikanterii dodaje fakt, że złoty od kilku dni zaczął się umacniać. USDPLN wyznaczył podwójny szczyt i rośnie presja na dalsze umocnienie. Zmiana trendu na rynku walutowym prawdopodobnie byłaby bardzo korzystna dla WIG, który bez wsparcia złotego raczej nie wykonuje istotnych ruchów na północ.
Niestety ten słodki odczyn techniki miesza się z jankeską goryczą. DJTA ma za sobą tąpnięcie i otwarte drzwi w kierunku 11 tys. pkt. Nasdaq zbliża się do psychologicznej bariery 10 000 pkt. A na rynku obligacji widać oznaki przesilenia: rentowności długich papierów (US30Y bond) wygenerowały sygnał sprzedaży. Ryzyko uformowania długoterminowej pułapki hossy jest obecnie na najwyższym poziomie od lat. A jeżeli rentowności bondów zawiną się na południe, a tym samym wrócą do czterdziestoletniego(!) kanału spadkowego, bessa na Wall Street może rozgościć się na wiele kwartałów, a może i lat...