Po trzech dniach spadków, które sprowadziły indeks dużych spółek z 2041,32 pkt. w piątek do 1926,12 pkt. wczoraj na zamknięciu, odbicie jest naturalnym zjawiskiem. Szczególnie, że analogiczne wzrostowe odbicie powinno mieć miejsce na czołowych zachodnioeuropejskich parkietach. Powyższe oczekiwania wzrostowej sesji w Warszawie mogłyby pokrzyżować tylko rynkowe rozgrywki związane z wygasającymi jutro czerwcowymi seriami kontraktów terminowych.
Dziś na rynek trafi duża grupa danych makroekonomicznych. Przed południem inwestorzy dowiedzą się jak w maju kształtowała się dynamika sprzedaży detalicznej w Wielkiej Brytanii oraz poznają decyzję Narodowego Banku Szwajcarii ws. stóp procentowych. Po południu natomiast światło dzienne ujrzą majowe dane o wynagrodzeniach i zatrudnieniu w Polsce, protokół z ostatniego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej, tygodniowe dane z amerykańskiego rynku pracy oraz indeksy Fed z Filadelfii i wskaźników wyprzedzających.
Potencjalnie największy wpływ na nastroje będą miały te dwa ostatnie raporty. Tyle tylko, że z uwagi na późną godzinę publikacji (16-ta), wpływ na sytuację na GPW będzie umiarkowany.
Ostatnie spadki na GPW nie prowadzą jeszcze do zmiany układu sił na wykresie indeksu WIG20. Sygnały kupna z pierwszych dni czerwca (wybicie górą z miesięcznej konsolidacji), wciąż pozostają aktualne, a to oznacza, że trwające od poniedziałku spadki są tylko korektą.
Sygnały kupna zostaną zanegowane z chwilą przełamania przez indeks WIG20 strefy popytowej 1900-1920 pkt., jaką na wykresie dziennym tworzy czteromiesięczna linia trendu wzrostowego oraz szczyt z 6 stycznia br. Jednak nawet wówczas spadki nie powinny sprowadzić indeksu poniżej 1800 pkt. (dolne ograniczenie majowej konsolidacji).