Trudno byłoby dyskutować z tezą mówiącą, że sytuacja techniczna na wykresie indeksu dużych spółek pogorszyła się. Przebicie wspomnianego styczniowego maksimum (które wcześniej było poziomem oporu, a tym razem pełniło rolę wsparcia), a jednocześnie linii trendu wzrostowego wybiegającej z lutowego dołka to wydarzenia, obok których nie sposób przejść obojętnie.
Czy pod wpływem wczorajszych wydarzeń należy jednak o 180 stopni odwrócić pogląd na sytuację rynkową? Wydaje się, że na tak stanowczy krok jest jeszcze za wcześnie z kilku powodów. Po pierwsze, na wykresie reprezentującego szeroki rynek indeksu WIG nie doszło jeszcze do przebicia żadnego istotnego wsparcia, oprócz linii trendu zwyżkowego. W przeciwieństwie do WIG20 indeks ten nie zetknął się jeszcze ze styczniowym szczytem. Znaczenie tej bariery (około 29 tys. pkt) jest wzmocnione przez fakt, że niemal na tej samej wysokości znajduje się dolne ograniczenie majowej konsolidacji. Po drugie, w przypadku WIG20 to samo ograniczenie konsolidacji jest na poziomie około 1800 pkt.
Wniosek jest więc taki, że dopiero w momencie sforsowania przez indeksy 1800 pkt (dla WIG20) i 29 tys. pkt (dla WIG) trzeba będzie zrewidować pogląd na temat trwałości średnioterminowego trendu wzrostowego. Dopiero wówczas uzasadniona będzie teza o załamaniu tej tendencji. Na razie w rachubę wchodzi bowiem jeszcze jeden scenariusz - trend boczny.
Jako przyczynę wczorajszych fatalnych nastrojów inwestorów niektóre serwisy informacyjne wskazywały pesymistyczne prognozy Banku Światowego, który spodziewa się głębszej recesji niż w marcu (spadek światowego PKB o 2,9 proc.). Traktowanie tych prognoz jako źródła silnej przeceny jest jednak mało uzasadnione z kilku powodów. Po pierwsze, nie jest to pierwsza w ostatnich miesiącach pesymistyczna publikacja międzynarodowej instytucji finansowej. Wcześniej podobnymi prognozami straszyła Komisja Europejska i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, ale żadna z tych instytucji nie zdołała zachwiać trendem zwyżkowym.
Po drugie, wiarygodność i aktualność tych prognoz pozostawia wiele do życzenia. Ciekawe, że każda z tych instytucji z obniżaniem prognoz zdecydowanie spóźniła się względem tego, co już dokonało się w gospodarce światowej, i żadna z nich nie dostrzega pozytywnych czynników, takich jak dynamiczny wzrost wskaźników wyprzedzających koniunktury (takich jak PMI). Właśnie w poprawie czynników fundamentalnych cała nadzieja na uchronienie się warszawskiej giełdy przed powrotem średnioterminowego trendu spadkowego.