Podczas gdy w pierwszych minutach handlu WIG rósł o 1,4 proc., to dzień zakończył spadkiem o 0,4 proc. O takim obrocie spraw zadecydowały dwa czynniki. Przez większość dnia panował marazm, a kupujący nie chcieli pójść za ciosem i kontynuować zwyżki z początku sesji. W takich warunkach potrzebny był tylko odpowiednio silny impuls, by sprowokować podaż akcji. Impulsem tym okazały się dane o nastrojach konsumentów w USA. Indeks Conference Board, zamiast zgodnie z oczekiwaniami kontynuować zwyżkę i sięgnąć 57 pkt (wobec 54,9 pkt w maju), spadł do 49,3 pkt. Tak zaskakująco słabe dane szybko sprowadziły WIG pod kreskę.

Nerwowa reakcja inwestorów jest uzasadniona o tyle, że wydatki amerykańskich konsumentów mają kluczowe znaczenie dla tamtejszej gospodarki, tak więc pogorszenie nastrojów automatycznie powoduje groźbę opóźnienia procesu wychodzenia z recesji. Analizując indeks Conference Board, trzeba jednak brać pod uwagę, że w ujęciu miesiąc do miesiąca są to często zmienne dane. Rzadko zdarza się, by wzrost lub spadek trwał nieprzerwanie przez więcej niż parę miesięcy.

Niewiele daje nawet zastosowanie do wygładzenia indeksu średniej z trzech miesięcy, która w wypadku wielu innych danych makro daje zadowalające rezultaty. Do zaakceptowania (chociaż wciąż daleko do ideału) jest dopiero zastosowanie średniej sześciomiesięcznej, która lepiej oddaje trend. Mimo spadku indeksu taka średnia urosła, więc o załamaniu rodzącej się pozytywnej tendencji trudno mówić. Pocieszające jest też to, że wczoraj inwestorzy poznali np. najnowszy odczyt Chicago PMI.

Wskaźnik ten wzrósł powyżej oczekiwań (do 39,9 pkt z 34,9 pkt w maju).Z technicznego punktu widzenia słaba końcówka wczorajszej sesji uniemożliwiła WIG-owi utrzymanie się powyżej krótkoterminowego poziomu oporu, jakim jest połowa długiej czarnej świecy z poniedziałku 22 czerwca (ok. 30 650 pkt). Innymi słowy, odrabianie strat idzie opornie. W dalszej, średnioterminowej perspektywie, jest to konsekwencja równowagi sił i braku ostatecznego rozstrzygnięcia co do losów rynku akcji w nadchodzących miesiącach.

Na rynku wciąż odbija się echo przebicia przez WIG linii trendu zwyżkowego wybiegającej z lutowego dołka. Dla pesymistów był to sygnał końca tego trendu, dla inwestorów o bardziej neutralnym nastawieniu - oznaka utraty impetu wzrostowego i być może rozpoczęcia trendu bocznego. Ten drugi scenariusz jest na razie bardziej prawdopodobny z uwagi na to, że WIG nie sforsował jeszcze decydującego wsparcia, jakim jest dolne ograniczenie majowej konsolidacji, w przybliżeniu pokrywające się ze styczniowym szczytem (ok. 29 tys. pkt). Dopóki bariera ta pozostaje nienaruszona, o narodzinach trendu spadkowego trudno mówić.