Reklama

Wskaźniki wyprzedzające są dopiero na początku drgoi do szczytów koniunktury?

Sprawy na warszawskiej giełdzie przybrały obrót zaskakujący dla pesymistów.

Publikacja: 21.07.2009 08:07

Wskaźniki wyprzedzające są dopiero na początku drgoi do szczytów koniunktury?

Foto: PARKIET

Podczas gdy jeszcze niedawno najwięksi zwolennicy czarnego scenariusza przepowiadali kolejny krach, spadek indeksów o 50 proc., a tym samym znaczne pogłębienie dołków bessy, to sięgnięcie przez WIG nowego tegorocznego szczytu zwiększyło prawdopodobieństwo kontynuacji trendu wzrostowego.

Jak interpretować te wydarzenia w powiązaniu z czynnikami fundamentalnymi? Pojawiających się na ten temat teorii wśród analityków jest co najmniej kilka. Sceptycy utrzymują, że zwyżka nie ma uzasadnienia fundamentalnego i jest jedynie podyktowana czynnikami "rynkowymi" lub "psychologicznymi", co oznacza mniej więcej tyle, że inwestorzy zaślepieni żądzą zysków windują notowania, nie oglądając się na to, co dzieje się w gospodarce.

Jako dowód na to, że w gospodarce ciągle jest kiepsko, sceptycy wskazują dane makroekonomiczne, które zarówno w Polsce, jak i na świecie są cały czas gorsze niż przed rokiem.

Mniej radykalna wersja tej teorii zakłada z kolei, że owszem zwyżka jest uzasadniona stabilizacją sytuacji gospodarczej, ale oczekiwania inwestorów są zdecydowanie zbyt wygórowane w stosunku do realnych zjawisk. Jako jeden z koronnych argumentów podaje się tu poziomy wskaźnika cena/zysk. Przykładowo, średnia tego wskaźnika dla spółek z indeksu sWIG80 (kojarzonego głównie z małymi przedsiębiorstwami) przekracza 50, co jest wyrazem optymistycznych oczekiwań.W opozycji do takiego spojrzenia na kondycję rynku stoi teoria wiążąca zmiany cen akcji ze zmianami wskaźników wyprzedzających koniunktury gospodarczej.

To najbliższe mi osobiście spojrzenie zakłada, że zwyżka cen akcji trwająca od lutego jest uzasadniona przez zwyżkę wskaźników, takich jak PMI, wskaźnik wyprzedzający OECD czy wreszcie roczna dynamika produkcji (zwłaszcza wygładzona sezonowo). Przykładowo, jak wynika z opublikowanego ostatnio najnowszego odczytu wskaźnika OECD (tzw. Composite Leading Indicators Index), znalazł się on na poziomie najwyższym od 10 miesięcy.

Reklama
Reklama

To, że wszystkie te wskaźniki są wciąż poniżej poziomów "neutralnych" (np. indykator OECD wynosi 95,8 pkt, podczas gdy za granicę dzielącą recesję od boomu przyjmuje się 100 pkt), ma nie tyle negatywne, ile raczej paradoksalnie pozytywne znaczenie dla inwestorów. Dlaczego? Ponieważ w tej sytuacji większy jest potencjał wzrostowy wynikający z odległości do szczytów cyklu koniunkturalnego. Takie spojrzenie na sprawę jest uzasadnione historycznymi prawidłowościami. Wspomniany wskaźnik OECD nigdy nie zaczął spadać, zanim nie przekroczył 101 pkt (u szczytu koniunktury w marcu 2007 r. sięgnął 105,6 pkt). Gdyby wskaźnik rósł w tempie takim jak przeciętnie w ostatnich miesiącach (0,27 pkt miesięcznie), to szczytu koniunktury sięgnąłby najwcześniej dopiero za 19 miesięcy.

Giełda
Giełda kontynuuje wzrost w oczekiwaniu na porozumienie pokojowe
Giełda
Przewrót w MAG7
Giełda
Inwestorzy w Warszawie ostrożnie podchodzą do zakupów akcji
Giełda
Apetyt na rynki wschodzące
Giełda
GPW znów chce wierzyć w pokój na Ukrainie
Giełda
Giełda i złoty wyraźnie mocniejsze po plotkach na temat pokoju na Ukrainie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama