Podczas gdy jeszcze niedawno najwięksi zwolennicy czarnego scenariusza przepowiadali kolejny krach, spadek indeksów o 50 proc., a tym samym znaczne pogłębienie dołków bessy, to sięgnięcie przez WIG nowego tegorocznego szczytu zwiększyło prawdopodobieństwo kontynuacji trendu wzrostowego.
Jak interpretować te wydarzenia w powiązaniu z czynnikami fundamentalnymi? Pojawiających się na ten temat teorii wśród analityków jest co najmniej kilka. Sceptycy utrzymują, że zwyżka nie ma uzasadnienia fundamentalnego i jest jedynie podyktowana czynnikami "rynkowymi" lub "psychologicznymi", co oznacza mniej więcej tyle, że inwestorzy zaślepieni żądzą zysków windują notowania, nie oglądając się na to, co dzieje się w gospodarce.
Jako dowód na to, że w gospodarce ciągle jest kiepsko, sceptycy wskazują dane makroekonomiczne, które zarówno w Polsce, jak i na świecie są cały czas gorsze niż przed rokiem.
Mniej radykalna wersja tej teorii zakłada z kolei, że owszem zwyżka jest uzasadniona stabilizacją sytuacji gospodarczej, ale oczekiwania inwestorów są zdecydowanie zbyt wygórowane w stosunku do realnych zjawisk. Jako jeden z koronnych argumentów podaje się tu poziomy wskaźnika cena/zysk. Przykładowo, średnia tego wskaźnika dla spółek z indeksu sWIG80 (kojarzonego głównie z małymi przedsiębiorstwami) przekracza 50, co jest wyrazem optymistycznych oczekiwań.W opozycji do takiego spojrzenia na kondycję rynku stoi teoria wiążąca zmiany cen akcji ze zmianami wskaźników wyprzedzających koniunktury gospodarczej.
To najbliższe mi osobiście spojrzenie zakłada, że zwyżka cen akcji trwająca od lutego jest uzasadniona przez zwyżkę wskaźników, takich jak PMI, wskaźnik wyprzedzający OECD czy wreszcie roczna dynamika produkcji (zwłaszcza wygładzona sezonowo). Przykładowo, jak wynika z opublikowanego ostatnio najnowszego odczytu wskaźnika OECD (tzw. Composite Leading Indicators Index), znalazł się on na poziomie najwyższym od 10 miesięcy.