WIG spadł o 1,3 proc., WIG20 zaś o 1,8 proc. Sporo w przecenie indeksów "pomogły" spółki kontrolowane przez Skarb Państwa, które potaniały w reakcji na obwieszczone przez resort plany ich sprzedaży. O 2,8 proc. spadł m.in. kurs KGHM (w najgorszym momencie tracił nawet 6 proc.).
Choć na krótką metę nerwowa reakcja inwestorów jest zrozumiała (pojawiła się groźba dodatkowej, ogromnej podaży akcji), to w dłuższej perspektywie prywatyzacja miałaby sporo plusów.
Wystarczy przypomnieć, co działo się nie tak dawno z notowaniami PKO BP, kiedy urzędnicy - ustami prezesa banku - ogłosili chęć wydrenowania gotówki ze spółki (w postaci dywidendy), domyślnie w celu łatania dziury budżetowej. Całkowita prywatyzacja usunęłaby czynnik ryzyka politycznego. W przypadku KGHM osłabłaby poza tym pozycja roszczeniowo nastawionych związków zawodowych (które zresztą błyskawicznie zaprotestowały przeciwko planom rządu).
Zostawmy już na boku rozważania dotyczące różnych aspektów prywatyzacji i zastanówmy się, jak interpretować wczorajszą przecenę na rynku akcji? Najbardziej radykalna, a jednocześnie najmniej prawdopodobna (lub też najmniej uzasadniona) jest teza mówiąca o tym, że średnioterminowy trend wzrostowy kończy się. Z technicznego punktu widzenia nie wydarzyło się wczoraj nic na tyle istotnego, co potwierdzałoby tezę o trwałym oddaleniu się indeksów od ostatnich szczytów.
Pesymiści mogą co prawda wskazywać na to, że WIG20 odbił się wczoraj od czerwcowego szczytu. Tym samym nie udało mu się wybić w górę i pozostaje w trendzie bocznym. Prawdopodobny staje się zatem spadek indeksu do dolnego ograniczenia owego trendu bocznego, czyli do majowego dołka (około 1800 pkt). Niektórzy będą pewnie skłonni mówić o groźbie powstania formacji podwójnego szczytu.