Gorzej wypadają jedynie Indie. Wśród tracących rynków, oprócz tych dwóch krajów, są też między innymi Chiny i Korea. Widać więc, że przesilenie dotyka parkietów, które wcześniej zachowywały się bardzo mocno. W przypadku naszego kraju chodzi o zwyżki z lipca, kiedy byliśmy wśród najsilniejszych giełd na świecie, w przypadku rynków azjatyckich – o tegoroczne wyniki.
Co przy tym ciekawe, mierzony indeksem MSCI w lokalnej walucie nasz rodzimy parkiet wypada w tym roku marnie na tle innych emerging markets. Zyskuje nieco ponad jedną dziesiątą wobec 40—proc. zwyżki wszystkich rynków wschodzących. Oczywiście, dla naszych inwestorów nie ma to wielkiego znaczenia, bo widać, że indeks MSCI niezbyt trafnie oddaje koniunkturę na warszawskim parkiecie. Zyski są znacznie większe. Jednak musimy pamiętać, że indeksy MSCI są chętnie wykorzystywane przez globalnych inwestorów i w tym sensie określają postrzeganie poszczególnych państw.
Widać, że nie jesteśmy raczej ulubieńcem globalnych inwestorów, którzy raczej szukają miejsc do lokowania środków, gdzie odbicie gospodarcze ma szanse być najsilniejsze. Tym można tłumaczyć znacznie lepszą postawę Węgier, Rosji czy Czech. Tu odzwierciedlenie znajduje jednocześnie pokrętna logika inwestorów, bo te kraje na razie przeżywają znacznie głębsze załamanie gospodarcze niż Polska.
Dobrym przykładem aktualnej sytuacji na rynkach akcji była czwartkowa sesja w USA, gdzie niewielką zwyżkę tłumaczono tym, że jeden z funduszy poinformował o inwestycji w akcje banków.
To w opinii komentatorów miało zrównoważyć negatywne znaczenie słabych danych o sprzedaży detalicznej.To najdobitniej pokazuje, jak duże znaczenie mają obecnie czynniki rynkowe, a jak niewielkie – bieżące doniesienia gospodarcze. To zaś jednak oznacza jedno – inwestorzy „żyją” oczekiwaniami i w którymś momencie będzie musiało dojść do ich zderzenia z rzeczywistością. Sądząc po bujających w obłokach wycenach akcji, już dziś oczekiwania są bardzo wygórowane, a dalsza zwyżka notowań jeszcze bardziej by je wywindowała.