Wprawdzie duże spółki finiszowały w kolorze zielonym, jednak maluchy znalazły się pod kreską. Plus 1,14 proc. taki wynik osiągnął wczoraj indeks WIG20, zaś indeks sWIG80 spadł o 0,04 proc. Wzrost na warszawskiej giełdzie zyskał wsparcie ze strony krajowej waluty.

Pomocnej dłoni GPW nie podały wczoraj jednak rynki surowcowe. Przez większą część dnia rosły wprawdzie ceny miedzi i części metali przemysłowych, jednak tego samego nie można już powiedzieć o rynku ropy.Z technicznego punktu widzenia ostatnie zwyżki stanowią naturalną kontynuację wybicia przy dużych obrotach z formacji trójkąta, które obserwowaliśmy w zeszłą środę. Niestety, obecnie sygnały nie są już tak sprzyjające. Nie dość, że wolumen transakcji wyraźnie nie nadąża za zwyżkami z ostatnich dni, to dodatkowo na wykresie zaciążyła niesympatyczna czarna świeca, która stanowi złą wróżbę na najbliższe sesje. Innymi słowy, niewykluczone, że czeka nas kilkudniowa korekta.

Charakterystyczne dla ostatnich sesji stają się otwierające się coraz szerzej "nożyce" pomiędzy kursami dużych i małych spółek. Licząc od początku października, różnica w punktach procentowych stopy zwrotu sięga już niemal 10 punktów. "Winni" są temu zapewne inwestorzy zagraniczni, dla których rozdrabnianie się na inwestycje w Polskie "maluchy" jest po prostu nieopłacalne. Inną interesującą obserwacją jest względna słabość naszego rynku względem innych rynków wschodzących, a w szczególności państw BRIC. Ten z kolei efekt analitycy tłumaczą zwykle zwiększoną podażą papierów zarówno na krajowym rynku pierwotnym, jak i wtórnym.

Jeżeli powyższe teorie byłyby prawdziwe to należałoby oczekiwać, że te niemające wiele wspólnego z fundamentami dyskonta z czasem się skorygują. Podsumowując, w średnim terminie można spodziewać się zwyżki na krajowym rynku akcji, a szczególnie w segmencie małych spółek.Wtorek był również dniem ważnych publikacji danych makro, szczególnie za oceanem. Po pierwsze, poznaliśmy dane o inflacji producenckiej w USA, która uplasowała się znacznie poniżej oczekiwań. Wskaźnik PPI zamiast wzrosnąć o 0,1 proc. w ujęciu m./m., jak spodziewali się ekonomiści, spadł o 0,6 proc.

Podobną wymowę miała publikacja PPI dla gospodarki niemieckiej. Oba wskaźniki mają wymowę o tyle niekorzystną, że uprawdopodabniają scenariusz deflacyjny dla globalnej gospodarki. Nie najlepsze okazały się również dane z amerykańskiego rynku nieruchomości liczba rozpoczętych budów oraz wydanych pozwoleń na budowę domów okazała się gorsza od oczekiwań. W tym przypadku można jednak dopatrywać się światełka w tunelu. Słabe dane mogą przecież oznaczać spadek podaży domów w przyszłości, co może pozytywnie odbić się z kolei na cenach nieruchomości.