Zmiany nastrojów z dnia na dzień nie zmieniają obrazu stabilizacji w średnim terminie. Z jednej strony można założyć, że jest to wynikiem braku bezpośrednich silnych impulsów do kupowania bądź sprzedawania akcji. Dane makro wciąż pokazują raczej umiarkowane, ale też dość stabilne ożywienie gospodarek. Z drugiej - stale nie ustają obawy o kondycję amerykańskiego konsumenta, który w średnim terminie zdecydowanie postanowił się oddłużyć, o czym świadczą dane o ujemnej dynamice kredytu konsumenckiego.
W tym kontekście ciekawe będą dane dotyczące sprzedaży w sieciach handlowych w najbliższy piątek, który to dzień rozpoczyna tradycyjnie okres żniw wśród detalistów w okresie przedświątecznym (właśnie z powodu zysków zwany czarnym). Osobiście oczekuję raczej słabych danych, chociaż nie sądzę, żebyśmy mieli do czynienia z nagłą podażą akcji w najbliższej przyszłości. Zarządzający funduszami są raczej zainteresowani utrzymaniem status quo po względnie dobrym roku przynajmniej do połowy grudnia, kiedy są ustalane premie roczne w największych instytucjach.
Przy konsolidacji na rynku akcji warto popatrzeć na inne rynki. Bardzo mocno zachowują się rynki towarów. Miedź notuje nowe roczne maksima. Klasą samą dla siebie pozostaje złoto, które notuje niemal codziennie rekordy wszech czasów. Warto w tym miejscu uświadomić sobie kontekst tych wzrostów. W powszechnej opinii mediów mamy do czynienia z jakąś gorączką czy też bańką, która z pewnością wkrótce pęknie. Tymczasem wiadomości dochodzące z tego rynku są więcej niż optymistyczne.
Producenci w większości likwidują zabezpieczenia cen sprzedaży kruszcu zamiast je zawierać, co oznacza, że bieżące ceny uznają za mało atrakcyjne. Banki centralne, zwłaszcza krajów rozwijających się, coraz chętniej dywersyfikują swoje rezerwy poprzez zakup złota, i to po bieżących wysokich cenach. Dodatkowo na rynek wchodzą doświadczeni zarządzający kapitałami. John Paulson zarządzający funduszami hedge, który zarobił na krachu obligacji hipotecznych od zeszłego roku angażował się w spółki wydobywcze oraz "złoty" ETF. Ostatnio ogłosił, że otwiera fundusz specjalnie dedykowany złotu.
Jego zdaniem baza monetarna (M0), która została stworzona przez banki centralne, z czasem po prostu musi spowodować wzrost inflacji poprzez wzrost podaży pieniądza M3. Jeśli tak się stanie, to duże pieniądze w rynku złota już trzeba mieć ulokowane. Wartość tego rynku jest tak bardzo mała w stosunku do ogółu pieniądza inwestowanego na świecie, że nie da się wskoczyć do rozpędzonego pociągu. Zdaniem Paulsona wzrost inflacji będzie miał miejsce w ciągu dwóch-trzech lat. Wynika z tego, że z bańką na złocie będziemy mieli do czynienia właśnie wtedy - kiedy inwestowanie w kruszec będzie faktycznie powszechne.