Na otwarciu piątkowej sesji WIG20 stracił ponad 4 proc. Polska giełda, podobnie jak inne rynki „wschodzące” zareagowała na doniesienia o problemach z wypłacalnością dużego państwowego funduszu Dubai World.
Emirat, który przez ostatnie lata inwestował olbrzymie środki w budowę infrastruktury, poprosił o zawieszenie spłaty obligacji wartych niemal 60 mld USD. Mark Mobius, zarządzający funduszami Templeton zauważył, że taka sytuacja może doprowadzić do korekty na rynkach wschodzących. Największymi poszkodowanymi w wyniku niewypłacalności Dubaju mogą być bowiem banki europejskie, które od paru miesięcy na nowo podejmowały ryzyko i inwestowały w krajach takich jak Polska.
W ciągu dnia indeksy na warszawskiej giełdzie jednak rosły, wspomagane wzrostami kursów akcji takich spółek jak: CEZ, Lotos i PKO BP. Walory banku zyskały 1,37 proc. m.in. dzięki pozytywnej rekomendacji UniCredit. Analitycy zalecają kupowanie akcji, określili ich cenę docelową na 43 zł (wobec 37 zł obecnie).
Traciły z kolei spółki „surowcowe”. Problemy Dubaju spowodowały bowiem spadek cen wielu surowców, co wywołało reakcję zwłaszcza w przypadki KGHM. Kurs akcji miedziowego potentata spadł o 1,59 proc. Analitycy zastanawiają się, czy to już koniec trendu wzrostowego trwającego od września 2008 r.
Choć europejskie rynki zamknęły w większości dzień na plusach (indeks DJ Euro Stoxx 50 wzrósł o 1,27 proc., FTSE 100 o 1,07 proc.), to niepokój jednak pozostał. Maklerzy zwracają uwagę na słabe otwarcie giełd amerykańskich po czwartkowym święcie dziękczynienia (Dow Jones tracił ponad 1 proc.). Warto jednak pamiętać, że tradycyjnie już giełdy za oceanem pracowały na pół gwizdka i rzeczywistą reakcję inwestorów zobaczymy dopiero w poniedziałek.