Giełdowy dzień w USA zakończył się niewielkimi zwyżkami. Indeks S&P500 zyskał 0,3 proc. Wciąż jednak widać, że poziom lokalnego szczytu osiągnięty na początku sierpnia tego roku do którego wskaźnik systematycznie zbliża się od początku września, może stanowić barierę ograniczającą popyt. Mimo to nastroje na Wall Street są dobre, choć dane makro wcale nie idą z nimi w parze. Wczoraj np. mięliśmy kilka informacji, które rozczarowały, jak chociażby te na temat wskaźnika aktywności gospodarczej w rejonie Nowego Jorku oraz dynamiki produkcji przemysłowej.
Mimo to nie wywołało to jakiejś przesadnej reakcji inwestorów. Analitycy zwracają jednak uwagę, że po udanym początku września i osiągnięciu poziomu lokalnych maksimów gracze mogą zechcieć zrealizowań krótkoterminowe zyski.
W Japonii po interwencji rządu na rynku walutowym rynki uspokoiły się. Jen pozostaje stabilny względem dolara, a giełda zakończyła notowania na poziomie z sesji poprzedniej. Inwestorzy czekają na kolejne interwencje osłabiające jena co pomogło by notowaniom akcji. Zresztą podobno domagają się tego np. koncerny samochodowe, które konstruując swoje budżety zakładały, że jen będzie kosztował około 90 dolarów. Po interwencji kosztuje 85 dolarów.
Ale nie wszędzie w Azji sesja miała tak spokojny przebieg. W Szanghaju inwestorzy pozbywali się akcji a ceny spadły średnio o prawie 2 proc. Analitycy wiążą to z gwałtownym umocnieniem juana.
W Europie dzień zaczął się bez wyraźnego trendu . Można się spodziewać, ze taki obraz rynku będziemy oglądać do momentu publikacji cotygodniowych danych na temat zatrudnienia w USA. Poznamy też wskaźnik cen producentów.