Ku rozczarowaniu optymistów WIG20 rozpoczął sesję na minusie (0,6 proc.), co było efektem równie rozczarowującego przebiegu wtorkowych notowań na Wall Street, gdzie indeks S&P 500 po udanym starcie później całkowicie stracił zapał do zwyżki. W tej sytuacji wydawało się, że szala zwycięstwa przechyli się na stronę zwolenników pesymistycznego scenariusza rozwoju wydarzeń. Z czasem okazało się jednak, że nie ma zbyt wielu chętnych na sprzedaż akcji i WIG20 właściwie dryfował w miejscu. Dzięki zwyżce w ostatnich chwilach indeks zdołał zniwelować straty do symbolicznego –0,05 proc.
Chociaż nadal w górę szły kursy spółek surowcowych, które w poprzednich dniach były motorem zwyżki na GPW, tym razem wzrost ten okazał się niewystarczający do wywindowania WIG20 na nowe szczyty. Zdecydowała o tym silna przecena walorów TP i PZU.
Taki wynik sesji oznacza, że o oczekiwanym rozstrzygnięciu trudno mówić. Z jednej strony WIG20 nie zdołał pójść za ciosem i pokonać listopadowego szczytu. Z drugiej – brak zdecydowanej przeceny oznacza, że rekord hossy jest nadal w zasięgu ręki – brakuje do niego zaledwie 0,2 proc.
To, że akcje „lokomotyw” hossy nie chciały drożeć tym razem tak mocno jak w poprzednich dniach, wynika z kolei z braku impulsów na rynkach światowych. Podczas gdy we wtorek inwestorzy optymistycznie przyjęli porozumienie prezydenta USA Baracka Obamy z republikanami w sprawie przedłużenia ulg podatkowych, to wczoraj już raczej zastanawiali się nad efektami ubocznymi takiej polityki wspierania wzrostu gospodarczego.
Gwałtowna wyprzedaż amerykańskich obligacji skarbowych (poruszająca się odwrotnie do cen rentowność papierów dziesięcioletnich przekroczyła 3,17 proc. – to poziom najwyższy od czerwca) dowodzi, że na rynkach rosną obawy przed wzrostem deficytu budżetowego w USA.Bez większego echa przeszedł za to zdecydowanie lepszy od prognoz odczyt październikowej dynamiki produkcji przemysłowej w Niemczech.