Pomimo świetnego stanu naszej gospodarki polskiej giełdzie nie pomaga bliskość strefy euro, Węgier, a także nowe znaczące obciążenia podatkowe polskich spółek surowcowych.

Mimo to inwestorzy mogą zaliczyć styczeń do udanych miesięcy. Główne indeksy w Warszawie do dzisiaj urosły po około 5 proc. Jednakże indeks DAX przyniósł do wczoraj ponad 8 proc. zysku, amerykański zaś S&P ponad 4 proc. (co jest niezłym wynikiem, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że zeszły rok był w USA na zero). O ile sytuacja poprawiła się w ciągu ostatnich tygodni (szczególnie od momentu dużego zastrzyku płynności dokonanego przez Europejski Bank Centralny pod koniec listopada), o tyle otwartym pytaniem pozostaje kwestia, jak dużo pozytywnego scenariusza jest już w cenach akcji. Moim zdaniem całkiem sporo, szczególnie jeżeli spojrzymy na rynki rozwinięte. Akcje amerykańskie są zaledwie o kilka procent od górek z maja zeszłego roku. W cenach akcji mamy już scenariusz powolnej, z kwartału na kwartał, poprawy sytuacji gospodarki amerykańskiej w 2012 roku. Aby amerykańskie akcje mogły dalej rosnąć z dzisiejszych poziomów, potrzebny jest już bardzo pozytywny scenariusz powrotu koniunktury, w tym definitywne rozwiązanie kryzysu w strefie euro. W praktyce dane makro w USA są w ostatnich miesiącach jednymi z najmocniejszych na świecie. Niestety Ameryka nie jest wyizolowaną wyspą w globalnej gospodarce i istnieje ryzyko, że recesja w Europie i spowalniające Chiny mogą zabrać trochę ze wzrostu, jakiego oczekuje rynek akcji, bądź nawet spowodować w USA płytką recesję. W tym sensie mamy istotną asymetrię pomiędzy potencjalnym zyskiem (kupując dzisiaj akcje amerykańskie) i ewentualną stratą w przypadku dogonienia przez Amerykę spowalniającej Europy i Azji.

Patrząc na rynek polski, można taką sytuację zinterpretować na dwa sposoby. Jeżeli scenariusz powolnej poprawy się sprawdzi, to polskie akcje powinny w najbliższych tygodniach powoli odrabiać dystans do rynków rozwiniętych, w tym USA. Nasz relatywnie dużo gorzej zachowujący się rynek w ostatnich miesiącach wręcz mógłby się stać okazją inwestycyjną dla poszukujących większego ryzyka inwestorów zagranicznych. Jednakże w przypadku negatywnego scenariusza, czyli pociągnięcia przez Europę i resztę świata Ameryki w stronę płytkiej recesji, akcje szczególnie w USA i pozostałych krajach rozwiniętych mają sporo miejsca do spadków, co może też spowodować podobne spadki w Polsce. W takich przypadkach rynki wschodzące mogą relatywnie więcej ucierpieć, ponieważ kapitał w pierwszej kolejności będzie szukał bezpiecznej przystani.