Mogliśmy o tym zapomnieć po słabym (dla dużych spółek) początku roku. WIG20 wzrósł w 2012 roku o 20 proc., a dodając do tego dywidendy, inwestorzy mogli zyskać około 25 proc. Początek obecnego roku przyniósł korektę, która przyniosła zniesienie połowy tego wzrostu.
Korekta miała pewne przyczyny fundamentalne. Pojawił się strach o OFE, surowce taniały, szkodząc m.in. cenie akcji KGHM, TP obniżyła dywidendę o połowę, inwestorzy zorientowali się też, że zysk netto spółek wchodzących w skład indeksu WIG20 spadnie w 2013 roku. Te wszystkie uzasadnienia spadków mają oczywiście sens, lecz po drodze mogliśmy zapomnieć o dwóch argumentach przemawiających za hossą.
Po pierwsze, akcje są dziś bardzo atrakcyjne w relacji do innych klas aktywów. Rentowność obligacji spadła do około 3 proc., stopa referencyjna wynosi również 3 proc., surowce tanieją, na rynku nieruchomości wciąż nie ma ożywienia – a akcje są tanie i dają wysokie dywidendy. Stopa dywidendy dla spółek z indeksu WIG wynosi około 4 proc. – duże spółki praktycznie nie oferują wzrostu, ale płacą około 5 proc., za to małe i średnie spółki obiecują wzrost, lecz oddają akcjonariuszom tylko 1–2 proc. swojej kapitalizacji w dywidendach. Stopa dywidendy praktycznie nie zmieniła się w ostatnich miesiącach, podczas gdy rentowność obligacji i oprocentowanie lokat spadły drastycznie.
Pogłoski o mojej śmierci były mocno przesadzone – powiedział indeks WIG do inwestorów, cytując Marka Twaina
Po drugie, pojawiają się pieniądze. Stopy procentowe są obniżane nie tylko ze względu na globalną modę, ale też po to, żeby pobudzić akcję kredytową. Na razie skutków nie widać w realnej gospodarce, ale ta, jak zwykle, jest ostatnia. Niskie stopy procentowe zwiększają dostępność kredytu, co ułatwia kupowanie akcji (napływy do funduszy, bezpośrednie zakupy, skupy akcji własnych przez emitentów). Mechanizmu kreacji pieniądza nie trzeba nikomu tłumaczyć.