Przesłanki do cięcia QE3 są mocne. Przede wszystkim rynek pracy. Średni wzrost zatrudnienia z ostatnich czterech miesięcy przekracza psychologiczny poziom 200 tys. Jeszcze lepiej prezentuje się bezrobocie. Stopa bezrobocia spadła do 7 proc., czyli poziomu, który według Bena Bernanke powinien być synonimem końca QE3.
Po drugie, pomimo październikowego shutdownu gospodarka ma się nieźle. To znajduje nie tylko odzwierciedlenie w publikowanych ostatnio danych, ale prawdopodobnie będzie też mieć odzwierciedlenie w najnowszych projekcjach makroekonomicznych Fedu.
I po trzecie, co może najbardziej zaskakiwać, amerykańscy politycy porozumieli się ws. budżetu. Izba Reprezentantów już ten kompromisowy budżet zatwierdziła, a Senat uczyni to w tym tygodniu. To pozwali uniknąć zamknięcia urzędów federalnych w styczniu i październiku przyszłego roku, a więc eliminuje jeden z czynników ryzyka.
Powyższe argumenty sugerują, że Fed stoi przyparty do muru i musi niezwłocznie podjąć decyzję ws. cięcia QE3. Jest jednak mało prawdopodobne, że stanie się to w najbliższą środę. Przeciwko temu przemawia jeden, ale ważny czynnik: przejrzystość polityki Fedu. Inwestorzy jednak nie będą musieli na cięcie czekać aż do marca, co jeszcze niedawno było scenariuszem bazowym. Taka decyzja powinna zostać podjęta w styczniu. I nie jest problemem to, że będzie to ostatnie posiedzenie FOMC pod przewodnictwem Bena Bernanke. Zmiana warty w Fed nosi znamiona prostej kontynuacji, więc i cięcie QE3 będzie uzgodnione przez szefa Fedu.
Obawy, jakie ostatnio wywołuje grudniowe posiedzenie FOMC, to paradoksalnie dobry sygnał dla giełd. Uczucie ulgi, jakie będzie mieć miejsce, gdy Bernanke nie zdecyduje się ciąć QE3, może wywindować giełdy na szczyty w końcówce tego lub na początku przyszłego roku. Nawet mimo że inwestorzy będą mieli świadomość, że to tylko odroczenie nieuniknionego.