Wywołało to euforię – indeks S&P500 zyskał aż 1,7 proc. i był to największy wzrost na sesji od dwóch miesięcy. W porównaniu z początkiem tygodnia sytuacja zmieniła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Co na to wpłynęło? Jednym słowem – nic. Decyzja taka musiała zapaść – jeszcze w listopadzie zaledwie 17 proc. analityków przewidywało „tappering" w tym roku, na początku grudnia odsetek ten wzrósł już do ponad 1/3 ankietowanych. Kwota zmniejszenia skupu obligacji też nie była zaskoczeniem – bo ograniczenia o taką właśnie sumę spodziewano się podczas październikowego posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku. Wtedy taka perspektywa wywoływała przerażenie wśród inwestorów – teraz falę zakupów. Widać więc, że to nie tani pieniądz z FED, lecz perspektywy gospodarcze liczą się teraz najbardziej. Negatywnie na zachowanie rynków finansowych wpływa niepewność – ta zniknęła wraz z komunikatem amerykańskiego banku centralnego. Skala obniżki programu QE3 sugeruje jego stopniowe ograniczanie, stąd takie (a nie inne) zachowanie rynków. Ja interpretuję je pozytywnie. W efekcie spodziewałbym się dobrych nastrojów na giełdach akcji rynków rozwiniętych w końcówce roku. Niewykluczone też, że na Wall Street zobaczymy nowe rekordowe poziomy indeksów.