Pod koniec grudnia zwracałem uwagę na relatywną słabość warszawskiego parkietu względem indeksów zachodnich. Coś, co wydawałoby się zwykłą stabilizacją w okresie przedświątecznym, okazało się jednak czymś więcej. W momencie lekkiej słabości rynków zagranicznych mamy do czynienia z poważną wyprzedażą na GPW.Analiza wykresu S&P500 sugeruje spadki. Jeśli popatrzymy na wzrost zapoczątkowany w lipcu zeszłego roku, to mamy ukształtowaną strukturę pięciu fal.

Ze względu na fakt, że fala pierwsza (trwająca przez miesiąc, od początku lipca do początku sierpnia) oraz fala trzecia (trwała od końca sierpnia do połowy października) były niemal idealnie równe, to fala piąta powinna ulec skróceniu. Wygląda na to, że tak właśnie się stało, gdyż indeksowi nie udało się dotrzeć do poziomu 2950 (czyli równości fali 1, 3 i 5).Jeśli popatrzymy na strukturę całego wzrostu od dołka bessy, to również możemy założyć możliwość zakończenia zwyżek. Oczywiście pod warunkiem dopuszczenia możliwości, że całe zwyżki mają charakter korekcyjny względem poprzedzającej bessy. Jeśli tak jest, to struktura wzrostu wygląda na w pełni ukształtowaną. W pełni – w rozumieniu wykresów tygodniowych, bo możliwe jest dojście indeksu S&P500 nawet do poziomu 1350 punktów.Jeśli chodzi o poziomy, do których indeksy muszą spaść, żeby potwierdzić taki scenariusz, to mamy jeszcze dość dużą poduszkę bezpieczeństwa. W przypadku WIG20 takim poziomem jest w mojej ocenie poziom 2200 pkt, czyli minimum zeszłorocznej korekty. Jednak poważnym sygnałem ostrzegawczym byłoby już przełamanie poziomu 2500 pkt. Na razie wczoraj zadziałał pierwszy poziom wsparcia, czyli linia trendu wzrostowego poprowadzona po cenach zamknięcia od dołka z 1 lipca 2010 r.

Jeśli chodzi o przyczyny ewentualnych spadków, to tradycyjnie na myśl przychodzi sytuacja fiskalna krajów europejskich. Patrząc na poszczególne kraje, trudno nie zadać pytania, dlaczego wskazuje się na Portugalię jako kolejny kraj, który będzie musiał skorzystać z pomocy ECB (4,9 proc. deficytu budżetowego oraz dług publiczny 89 proc. PKB), zapominając jednocześnie o Włoszech (deficyt 4,3 proc., dług 120 proc. PKB).

Podsumowując, niezależnie od tego, czy jesteśmy w końcówce korekty bessy czy też w hossie, potencjał wzrostowy wydaje się w tym momencie dość ograniczony. Najmocniejszy ostatnio indeks S&P500 może co prawda ustanowić jeszcze nowy lokalny szczyt, ale potencjał wzrostu pomału się wyczerpuje i korekta powinna przynieść potrzebne dla dalszych zwyżek schłodzenie nastrojów.