Podczas gdy główne europejskie indeksy straciły średnio po ponad 1 proc., indeks dużych spółek odrobił przedpołudniowe straty, kończąc dzień na poziomie 2661,46 pkt (spadek o 0,08 proc.). Dodatkowo na wykresie dziennym została wyrysowana druga z kolei popytowa świeca. Aczkolwiek jej wymowę zmniejsza fakt, że stronie popytowej nie udało się doprowadzić do wybicia indeksu powyżej pierwszego liczącego się oporu, jaki na 2671,12 pkt tworzy połowa długiej czarnej świecy z ostatniego czwartku.
Obserwowany wczoraj pokaz siły relatywnej polskiego rynku akcji, jakkolwiek nie jest obrazkiem częstym w ostatnich kilkunastu tygodniach, nie jest też sygnałem do zmiany nastrojów. Po tym jak w poprzednim tygodniu warszawska giełda wyraźnie straciła na wartości, inwestorzy
najwyraźniej uznali, że kolejny raz nie ma już co wychodzić przed szereg. Dlatego pomimo znaczącego pogorszenia nastrojów na europejskich parkietach, wywołanego w szczególności mającymi krwawy finał zamieszkami antyrządowymi w Libii, powstrzymali się od mocnej wyprzedaży akcji. Szczególnie że w poniedziałek nie pracowała Wall Street i nie można było mieć pewności, czy Amerykanie również zdecydują się na korektę, czy też dalej będą kupowali akcje.
Sytuacja techniczna na wykresie WIG20 od kilku tygodni niezmiennie wskazuje na możliwość silniejszej wyprzedaży akcji (w dalszym ciągu też warunkiem koniecznym takiej korekty jest silniejsza realizacja zysków na Wall Street). Niezmiennie też celem takiej korekty jest dolne ograniczenie rysowanego już od 20 miesięcy kanału wzrostowego, jakie powstało z połączenia dołków z lutego i przełomu czerwca i lipca 2010 roku. Obecnie znajduje się ono na poziomie 2450 pkt. Jednak tylko w skrajnym przypadku możliwy jest aż tak głęboki spadek.
Niezależnie od okoliczności zewnętrznych większy popyt, liczący na kontynuację zwyżek w średnim i długim terminie, powinien pojawić się już w okolicach 2550 pkt. Dlatego jako potencjalny cel obecnej realizacji zysków należy wskazać najwyżej okolice 2500 pkt.