Od zwyżek zaczęły się notowania w Nowym Jorku po raportach wskazujących na poprawę koniunktury gospodarczej, bo w minionym tygodniu było mniej, niż prognozowano, wniosków o pierwsze zasiłki dla bezrobotnych, a w fabrykach wzrosła wartość zamówień na dobra trwałe. Optymizmu starczyło jednak tylko na godzinę, potem indeksy znowu poszły w dół, tak jak w poprzednich dwóch dniach, bo ponownie rozczarował inwestorów raport z rynku pracy o znacznym spadku sprzedaży nowych domów w styczniu.
Przy braku wyraźnego wsparcia z rynku wewnętrznego znowu górę wzięły obawy przed zahamowaniem ożywienia gospodarczego przez nadal rosnące ceny ropy naftowej.
Podobnie działo się na największych zachodnioeuropejskich giełdach. Na większości z nich indeksy spadały piąty dzień z rzędu, co jest najdłuższym okresem przeceny od października ubiegłego roku.
Do tych ogólnogospodarczych obaw doszły niepokojące raporty z kilku dużych spółek. Kurs akcji RWE, drugiego pod względem wielkości przedsiębiorstwa użyteczności publicznej w Niemczech, spadł o 6,2 proc., najbardziej od kwietnia 2009 r. Spółka ostrzegła, że jej tegoroczny zysk może spaść o 30 proc. w wyniku podatków od siłowni nuklearnych i „stagnacji” cen na energię. O 2,5 proc. przeceniono akcje Royal Bank of Scotland po opublikowaniu przez ten największy brytyjski bank kontrolowany przez państwo raportu o stracie netto w ubiegłym roku w wysokości 1,1 mld funtów (1,8 mld USD). Analitycy spodziewali się straty na poziomie 406 mln funtów.
Na rynkach surowcowych czwartek zaczął się od ostrego wzrostu cen ropy naftowej. Na nowojorskim rynku Comex zdrożała ona o 5,4 proc., do 103,41 USD za baryłkę, a w Londynie za ropę Brent z dostawą w kwietniu płacono przed południem 119,79 USD. Uczestnicy tego rynku w ten sposób zareagowali na wiadomości z Libii, z których wynikało, że toczące się tam walki spowodują zmniejszenie wydobycia nawet o milion baryłek dziennie.