Jak traktować siłę warszawskiego parkietu na tle wielu innych światowych rynków? Czy jedynie w kategoriach niwelowania dysproporcji, jaka pojawiła się w poprzednich tygodniach między polską giełdą a wieloma innymi rynkami, głównie dojrzałymi? Czy jednak jako odzwierciedlenie realnej siły warszawskiego parkietu, która jest zapowiedzią mocniejszego odbicia? Moglibyśmy ignorować moc GPW na tle wielu innych rynków i zakładać pierwszy z tych wariantów, gdyby nie to, że?prezentujemy się całkiem dobrze również w porównaniu z tymi giełdami, które wcześniej także wykazywały słabość. Chodzi głównie o relacje między emerging markets i rynkami rozwiniętymi. Te pierwsze, mimo że przez pierwsze siedem tygodni tego roku wypadały bardzo blado w porównaniu z giełdami z państw dojrzałych, minionego tygodnia też nie mogą zaliczyć do udanych. Przejawiają raczej skłonność do kontynuowania ruchu w dół niż zakończenia niekorzystnej tendencji.

Przy takich uwarunkowaniach rośnie szansa na realizację scenariusza zakładającego, że warszawski parkiet czeka mocny, ale krótkotrwały ruch w górę, po którym nadejdzie znaczna korekta. Będzie ona zapewne odreagowaniem całej zwyżki trwającej od lutego 2009 r. To oznaczałoby zejście WIG z ok. 50 tys. pkt, które mógłby osiągnąć w niedługim czasie, w rejon 43 tys. pkt. Nieodłącznym elementem takiego scenariusza jest oczekiwanie na to, że trwalsze spadki zawitają również na giełdy dojrzałe. To wydaje się zaś uwarunkowane pojawieniem się argumentów natury fundamentalnej. Same obawy związane tym razem z drożejącą ropą naftową i umacnianiem się z tego powodu presji inflacyjnej na świecie to zbyt mało do trwałej zmiany nastawienia do akcji. Inwestorzy w ostatnich miesiącach zbyt wiele razy źle na tym wyszli.

Tak było przy okazji zagrożeń związanych z kłopotami Grecji, potem podwyżek stóp procentowych w Chinach, następnie strachu o refinansowanie długów przez Portugalię i Hiszpanię i wreszcie w związku z niepokojami w Afryce Północnej. Można zatem przyjąć, że również teraz w wypadku Libii powtórzy się schemat emocjonalnej reakcji w krótkim terminie i racjonalnego podejścia do sprawy w dłuższym czasie. Wzrost ceny ropy naftowej w skali roku sięga obecnie 23 proc., w takim samym tempie drożała w lipcu 2010 r., a potem w grudniu minionego roku i w początkach lutego tego roku. To, że obecnie mamy nominalnie wyższe ceny, to zbyt mało, by wieszczyć zgubny wpływ notowań paliw na gospodarki.

W dalszym ciągu pozostaje pytanie, na czym w trakcie ewentualnego ruchu w górę można będzie najlepiej zarobić. W oczekiwaniu na taką krótkotrwałą zwyżkę chyba lepiej nie szukać poszczególnych „tematów”, a postawić na zaangażowanie indeksowe.