Obecnie rynek znajduje się w fazie szukania dna korekty i generalnie dotyczy to większości giełd światowych. Mimo że wymienia się wiele czynników, które mogły się przyczynić i się przyczyniły do ostatniej korekty, to tak naprawdę za najbardziej istotną przyczynę należy uznać oznaki spowolnienia wzrostu gospodarczego – widoczne praktycznie w większości wskaźników wyprzedzających. Możemy się zastanowić nad dwoma scenariuszami: pierwszy, że mamy do czynienia z bardziej lokalnym (w ramach aktualnej ekspansji gospodarki światowej) spowolnieniem, które może potrwać od kilku miesięcy do kilku kwartałów, ale wzrost ciągle pozostanie relatywnie wysoki z szansą na przyspieszenie w późniejszym okresie; oraz drugi scenariusz, który zakłada poważniejsze spowolnienie, wręcz zmianę trendu (wtedy oczywiście czekałyby nas większe spadki cen akcji).

Rynek w najbliższych dniach, tygodniach będzie szukał odpowiedzi na pytanie, który z tych scenariuszy jest bliższy rzeczywistości. Dlatego rynki dużą uwagę w kolejnych tygodniach poświęcą danym makro (w tym głównie z gospodarki amerykańskiej). To, czy czeka nas jeszcze jedna fala spadkowa (w ramach obecnej korekty), czy też rynek mógłby się ustabilizować na dzisiejszych poziomach, zależy głównie od skali aktualnego spowolnienia w gospodarce.

W pierwszym scenariuszu możemy powrócić do zwyżek na rynkach akcji, nawet gdy część wskaźników wyprzedzających będzie jeszcze spadać (podobnie było w 2010 roku, gdy np. niemiecki wskaźnik IFO oczekiwań jeszcze spadał, a indeksy w naszym regionie już zaczęły rosnąć po podobnej jak ostatnia korekcie). W drugim scenariuszu możemy mieć do czynienia z pogłębieniem korekty, której może towarzyszyć powrót do dyskusji o ewentualnej dalszej stymulacji gospodarek zachodnich, w tym kolejnej odsłonie luzowania ilościowego w wydaniu Fedu.

Osobiście skłaniam się do scenariusza pierwszego, że mamy do czynienia z mniejszym spowolnieniem wzrostu. Najbliższe dane z USA mogą rozstrzygnąć, czy będziemy mieć drugą falę spadkową: skala spadku ISM dla przemysłu, skala wzrostu ISM w usługach oraz czy skala przyrostu miejsc pracy poza rolnictwem będzie powyżej 200 tys. Niemniej jednak, najważniejszy może się okazać jednak rynek nieruchomości, który do tej pory nie przyczynił się do wzrostu gospodarczego, a wręcz przeciwnie – brak ożywienia w tym sektorze coraz bardziej ciąży na całej gospodarce amerykańskiej. Ceny mieszkań w USA spadły już o 33 proc. od górki w 2006 roku (indeks Case-Shiller) i dzisiaj ciągle nie widać oznak poprawy.