Lepsze, niż oczekiwano, dane z USA za lipiec (dobra trwałe) pomogły indeksom odrobić straty z pierwszej połowy dnia, a indeksy amerykańskie rozpoczęły sesję od zwyżek, mimo że można było się spodziewać jakiejś korekty po mocnych, ponad 3-proc. zwyżkach dzień wcześniej. Do innych wcześniejszych dobrych danych z USA można doliczyć produkcję przemysłową i sprzedaż detaliczną (też za lipiec). Potwierdzałoby to tezę jeszcze z maja i czerwca tego roku o przejściowym spowolnieniu gospodarek.
Oczywiście dzisiaj jesteśmy w całkowicie innej sytuacji. Po dużych spadkach z ostatnich tygodni rynki finansowe mówią, że praktycznie jesteśmy już w recesji. To samo można wywnioskować z części wskaźników wyprzedzających oraz z danych mierzących zaufanie konsumentów, przedsiębiorców czy inwestorów. Jednym z lepszych wskaźników mogących wskazać nam, czy wchodzimy w recesję, jest zachowanie samych indeksów giełdowych. Stąd też bierze się wiele reguł mówiących o nadchodzącej recesji, np. w wypadku spadku indeksów giełdowych o ponad 20 proc. od szczytu bądź spadku trwającym sześć miesięcy, itp. Jednak sceptycy mówią ironicznie, że rynki akcji przewidziały 11 recesji z ostatnich sześciu.
Skoro rynki twierdzą, że recesja jest nieunikniona, to samo to może w dużym stopniu wpływać na realną gospodarkę (nawet jeżeli założylibyśmy, że giełdy się mylą i zareagowały nadmiernie pod wpływem emocji i strachu). A zatem dane z USA za sierpień mogą okazać się już zdecydowanie gorsze, co mogłoby wpłynąć na kolejne spadki na giełdach. Dlatego można założyć, że rynki finansowe raczej nie pozwolą na realizację scenariusza, w którym gospodarka USA rośnie w wolnym tempie, ale jednak rośnie – co oznaczałoby, że przynajmniej formalnie nie wpada w recesję.
W najbliższym czasie kluczowe znaczenie dla rozwoju sytuacji będzie miało jutrzejsze przemówienie szefa Fed w Jackson Hole oraz amerykański ISM dla przemysłu, którego odczyt poznamy 1 września. Po Jackson Hole nie spodziewałbym się zbyt dużo, raczej już dzisiaj można zauważyć tworzącą się opinię ekonomistów, że Bernanke niewiele może zrobić. Pewnie będzie się starał uspokoić inwestorów i zyskać trochę czasu, stwierdzając, że wiele z możliwych bodźców dla gospodarki ciągle może być zastosowanych (ale nie dziś). Jednak dużo ważniejszy może okazać się sam ISM, który jeżeli spadnie poniżej 48 pkt (dzisiejszy konsensus to 49,3 pkt), to może spowodować kolejną falę wyprzedaży na giełdach. Szczególnie że w poprzednich dwóch miesiącach w prognozach znacznie się pomylono (o 3,6 pkt „za dużo" 1 sierpnia, i o 3,3 pkt „za mało" 1 lipca).