W poniedziałek przecena akcji była jeszcze dość umiarkowana, a przybrała na sile wczoraj po tym, jak grecki premier Jeorjos Papandreu ogłosił w poniedziałek wieczorem, że pozwoli Grekom odpowiedzieć w referendum, czy godzą się na nowy pakiet pomocowy. Wcześniejsza euforia miała związek z tym, że po unijnym szczycie było niemal przesądzone, że Grecy taki pakiet dostaną, a restrukturyzacja ich długów będzie mieć charakter uporządkowany. Teraz, biorąc pod uwagę niechęć Greków do planów oszczędnościowych, znów nic nie jest pewne. Mogą opowiedzieć się przeciw pomocy, a to mogłoby oznaczać dla Grecji niekontrolowane bankructwo, porzucenie przez nią euro i dalszy ciąg kryzysu w eurolandzie.
Wciąż nie jest też przesądzone, że spowolnienie w największych gospodarkach będzie łagodne. Wczoraj opublikowane odczyty PMI i ISM wskazują, że przemysł w USA i Chinach spisuje się obecnie znacznie słabiej niż w październiku.
Spadki niemieckiego indeksu DAX czy francuskiego CAC-40 sięgnęły wczoraj ponad 5 proc., a greckiego Athex nawet 7 proc. Dla europejskich giełd był to więc najsłabszy dzień od kilku tygodni. Na czele wyprzedaży były banki, które mogą najwięcej stracić (na obligacjach) w przypadku greckiego bankructwa.
Od ponad 2-proc. spadków wystartowały notowania w Nowym Jorku. Na tamtejsze giełdy wpływały po weekendzie też kłopoty funduszu MF?Global, który ogłosił plajtę po stratach na obligacjach eurolandu. Na koniec sesji S&P 500 stracił 2,8 proc.
Powrót obaw o eskalację kryzysu w eurolandzie oraz słabsze dane o koniunkturze w przemyśle w Chinach i Stanach przyczyniły się także do spadków cen na rynku surowcowych