W dalszej perspektywie trzeba się jednak liczyć z wypełnieniem zasięgu spadku związanego z obszerną formacją podwójnego szczytu, jaka powstawała w okresie od wiosny 2011 r. do początku czerwca. Na tej podstawie można liczyć na zejście cen ropy Brent w rejon 80 USD za baryłkę, ale to raczej w perspektywie kolejnych tygodni, a nie dni. W tym kontekście wybrane spółki paliwowe, bardziej z rynków wschodzących niż rozwiniętych, wydają się jednym z bardziej atrakcyjnych pomysłów inwestycyjnych na kolejne dni.

Malejąca szerokość spadków na rynku towarów (nowe dołki cen ustanowiły przede wszystkim paliwa) pozwala wierzyć, że obserwujemy na surowcach przygotowania pod mocniejszy ruch w górę. To tym bardziej realne, że indeks CRB tkwi wciąż w okolicy bardzo silnego wsparcia, jakie stanowi dolna granica kanału spadkowego, obejmującego notowania od wiosny 2011 r. Na tej samej wysokości 264 pkt mamy również 61,8-proc. zniesienie ruchu zwyżkowego z lat 2009–2011. Gdyby zniżki nie zatrzymały się na tak silnym wsparciu, można byłoby mówić wręcz o kataklizmie na rynku towarów. Skala osłabienia koniunktury gospodarczej na świecie ani tempo aprecjacji dolara nie uzasadniają jednak tak katastroficznego scenariusza.

Odbicie notowań surowców będzie tożsame z kontynuowaniem ruchu zwyżkowego przez akcje, a Polska i Turcja w takim wariancie mają szanse pozostać jednymi z pierwszych wyborów inwestorów. Dużą trudnością dla nich może natomiast być przyzwyczajenie się do tego, że giełdy amerykańska czy niemiecka mogą tym razem ciągnąć się w ogonie pod względem stóp zwrotu. Oba kraje coraz mocniej dosięga bowiem spowolnienie gospodarcze. Niemcom szkodzi słaba koniunktura w Chinach, Stany Zjednoczone mogą już powoli odczuwać konsekwencje aprecjacji dolara.

Zakładając pozytywny rozwój wypadków w kolejnych tygodniach, trzeba się liczyć z tym, że w dalszym ciągu tłem dla zwyżek mogą być jedynie nadzieje na poprawę uwarunkowań gospodarczych oraz przekonanie, że zniżki z minionych trzech miesięcy zdyskontowały trwające osłabienie koniunktury. W połowie lipca, kiedy zaczniemy poznawać wyniki amerykańskich spółek za II kwartał, dojdzie do kolejnej konfrontacji nadziei z rzeczywistością, co zapewne wypadnie niekorzystnie dla tych pierwszych.