Atmosfera oczekiwania przełożyła się w ostatnich dniach na bardzo niską aktywność inwestorów. Zresztą przez cały miesiąc handel na giełdach po obu stronach Atlantyku odbywał się przy mizernych obrotach. W przypadku indeksu S&P 500 ich średni dzienny wolumen był niższy o blisko 18 proc. niż w lipcu i aż o połowę w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku, kiedy inwestorzy panicznie wyprzedawali akcje. Co więcej, od początku 2000 roku obroty niższe niż w środę i czwartek odnotowano zaledwie kilkanaście razy, i to wyłącznie na sesjach odbywających się przed i po najważniejszych świętach: Bożego Narodzenia, Dziękczynienia czy Niepodległości.
Nadzieje części inwestorów, że szef Fedu, podobnie jak w 2010 roku, da jasną wskazówkę, że kolejna runda skupu aktywów niebawem zostanie rozpoczęta, okazały się płonne. Jednak bardziej gołębi wydźwięk protokołu z sierpniowego posiedzenia FOMC niż z posiedzenia poprzedzającego rozpoczęcie QE2 czy „operation twist" oraz aktywna obrona narzędzi polityki pieniężnej przez kluczowych decydentów sprawiają, że uruchomienie trzeciej rundy ilościowego luzowania jest niemal przesądzone. Kwestią sporną pozostaje termin ogłoszenia decyzji. Wskazówką będą publikacje indeksów ISM i seria danych z rynku pracy, ale zdawać sobie należy sprawę, że prawdopodobieństwo, iż wskaźniki przybiorą na tyle wysokie wartości, by odsunąć termin luzowania, jest marginalne. Na decyzji Fedu zaważy także wynik posiedzenia ECB – wydarzenia, na którym skupi się uwaga inwestorów w kolejnym tygodniu.