Nawiasem mówiąc pojawienie się tych dwóch ostatnich dat to wpływ aktywności dwu ważnych cykli gospodarczych: średnio 40-miesięcznego produkcyjno-handlowego cyklu Kitchina i związanego z inwestycjami w gospodarce (a więc poziomem produkcji budowlano-montażowej) 7–11-letnie-go cyklu Juglara. To może wywoływać wątpliwości co do zasadności trwającej od ponad siedmiu miesięcy fali hossy, ale warto pamiętać, że wyprzedzenie dynamiki WIG w stosunku do PKB wynosiło w przeszłości średnio pół roku, więc 3-letniemu minimum zmiany rocznej WIG-u z końca maja powinno odpowiadać minimum dynamiki PKB pod koniec roku. Poza tym pojawiające się kolejne wskaźniki, które można podejrzewać o wyprzedzanie koniunktury gospodarczej, sugerują rychłe przełamanie negatywnych tendencji. W mijającym tygodniu okazało się na przykład, że indeks oczekiwań gospodarczych w Niemczech według ZEW wyskoczył dynamicznie w styczniu do najwyższego poziomu od maja 2010 r. Ponieważ rok temu wskaźnik ten był na poziomie w przeszłości obserwowanym tylko pod koniec 2008 r. (po upadku Lehman Brothers) i na początku lat 90. (w trakcie kryzysu Europejskiego Systemu Walutowego), to obecną sytuację można porównać do maja 2009 r. i lipca 1993 r. (ostatnie zachowanie DAX-a jest kopią tego z lata 1993 r.). W obu tych historycznych przypadkach ożywienie gospodarcze sygnalizowane przez te skoki niemieckiego ZEW w górę kulminowało w polskim przemyśle 13 miesięcy później. Tak powinno być i teraz, choć ze względu na efekt bazy szczyt dynamiki produkcji w tym cyklu wypadnie zapewne w grudniu 2013 r.
Ostatni spadek wartości VIX – popularnego indeksu zmienności giełdy amerykańskiej – do najniższej wartości od kwietnia 2007 r. można interpretować jako zapowiedź korekty (z tego punktu widzenia sytuacja wydaje się podobna do tej z kwietnia i sierpnia ub.r.). Jeśli jednak spojrzymy na całą – sięgającą 1990 r. – historię tego wskaźnika, to zobaczymy, że obecna sytuacja jest analogiczna do tej z połowy grudnia 2004 r. oraz połowy lipca 1992 r. W obu przypadkach potencjał wzrostowy S&P 500 w perspektywie następnych trzech miesięcy rzeczywiście był bliski wyczerpania. Ale jednocześnie potencjał spadkowy również nie był duży, a do końca średnioterminowej hossy na Wall Street pozostawało nadal 1,5–2,5 roku.