Dotychczasowy przebieg hossy na polskim rynku był z grubsza taki, że gdybyśmy na ulicy zapytali kogoś, co działo się na warszawskiej giełdzie przez te ostatnie lata, 9 na 10 osób odpowiedziałoby pewnie, że był kryzys albo że doświadczaliśmy jakichś silnych wahań. Wprawdzie przez 2 lata, licząc od I kwartału 2009 r., rynek rósł dynamicznie, ale później mieliśmy do czynienia ze spadkami średnich i małych spółek oraz krachem z sierpnia 2011 r. W następnej fazie rynek konsolidował się aż do czerwca 2012 r. Wtedy wyrwały w górę kursy blue chips. Pół roku później piąć zaczęły się ceny akcji mniejszych spółek. Po drodze czekały nas jeszcze dwa zimne prysznice związane z planowanymi zmianami w OFE (czerwiec i początek września br.).

Dopiero ostatnie tygodnie przynoszą wzrosty i zachowania, jakie znamy z czasów prawdziwej hossy. Z dnia na dzień ceny rosną, szczególnie mniejszych spółek. Każda informacja jest interpretowana pozytywnie. Demontaż OFE już nie martwi. Ba, pojawiają się głosy, że to nawet dobrze, bo będą pieniądze na rozkręcenie gospodarki w 2014 r. Czarne łabędzie? Nikt nawet nie chce słuchać. Bo przecież, jak coś się złego wydarzy, to... banki centralne będą drukować. Pieniądze do funduszy zaczynają płynąć coraz bardziej wartkim strumieniem. I to bynajmniej nie do funduszy obligacji czy gotówkowych, jak jeszcze rok temu. Teraz zaczynają się liczyć fundusze akcji, a najlepiej tzw. misie. Oferta PKP Cargo rozeszła się jak ciepłe bułeczki. Popyt inwestorów znacząco przewyższał podaż. I tak dalej.

Jak długo może trwać faza prawdziwej hossy? Każdy by chciał wiedzieć. Optymiści stwierdzą, że dopiero w nią weszliśmy. Tak więc jeszcze trochę. Dużo zależy od dynamiki dalszych wydarzeń. Jeśli wzrosty przyspieszą, tak jak ostatnio, i nie będzie większych korekt, to być może wyobraźni i pieniędzy starczy jeszcze na kilka miesięcy (do tradycyjnego już Dnia Kobiet). Jeśli obecny wybuch optymizmu zostanie schłodzony, na przykład przez korektę na świecie, i wrócimy do tempa zwyżek z wcześniejszej fazy – prawdopodobnie dłużej. Może nawet kilka kwartałów.

Reasumując, jak w każdej hossie, tak i teraz strach zaczyna ustępować. Kursy akcji pną się coraz wyżej i często bardziej dynamicznie. Korekty są płytkie. Wydaje się, że akcji brakuje, a chętnych do inwestowania z każdym dniem przybywa. Ceny akcji odrywają się od ich fundamentalnej wartości. I jak w każdej hossie dążymy teraz do przewartościowania. Pytanie tylko jak dużego?