Zresztą rynki finansowe bardzo późno zaczęły się martwić ryzykiem Grexitu i tylko w kontekście jego potencjalnego wpływu na inne południowoeuropejskie kraje. Aktualnie głównym zmartwieniem inwestorów pozostają Chiny, co podobnie jak Grecja nowym tematem nie jest.

Zresztą indeksy giełd państw rozwiniętych spowalniającą dynamikę chińskiego wzrostu dotychczas ignorowały. Również pierwsze czerwcowe tąpnięcie na parkiecie za Wielkim Murem nie zachwiało dotychczasowym status quo. Dopiero dewaluacja juana doprowadziła do poruszenia, które ostatecznie przerodziło się w czarny poniedziałek z paniczną wyprzedażą akcji na całym świecie.

Spróbujmy się zastanowić, jakie są prawdziwe przyczyny tej sytuacji i do czego może ona ostatecznie prowadzić. Otóż już w minionym tygodniu pisałem, że spowolnienia w Chinach nie można bagatelizować, gdyż bezpośrednio przekłada się ono na dynamikę globalnego wzrostu PKB. Krach na giełdzie w Szanghaju nie ma tutaj większego znaczenia ze względu na bardzo spekulacyjny i nastawiony na klienta detalicznego charakter chińskiego rynku akcji. Również dewaluacja juana i wiązane z nią „wojny walutowe" są jedynie symptomem, a nie przyczyną głównego problemu. Tym problemem są pogarszające się perspektywy globalnego wzrostu, które zderzyły się z wygórowanymi wycenami akcji. Mowa tutaj w szczególności o Wall Street, której główny indeks pierwszą połowę roku spędził w konsolidacji przy historycznych maksimach. Teraz ją opuścił dołem przy większym obrocie i jednoczesnym wygenerowaniu sygnału sprzedaży według starej teorii Dowa. Taki ruch należy rozpatrywać w szerszym kontekście czynników ryzyka, które znane są od dawna, czyli słabej dynamiki pokryzysowego wzrostu gospodarczego, rekordowych marż generowanych przez amerykańskie koncerny z nikłą możliwością ich dalszej poprawy oraz „wymagających" wycen, od pewnego już czasu sygnalizowanych przez wskaźnik C/Z Shillera. Obserwowany spadek jest więc niczym innym jak dostosowaniem poziomu wycen do zmieniającego się środowiska, a jego dynamikę wymusiło wcześniejsze ignorowanie ryzyka, co sygnalizowało bardzo niskie wskazanie „indeksu strachu" VIX.

Teraz pozostaje pytanie o perspektywy na przyszłość. Te są mieszane, gdyż głosy o globalnej recesji na wzór tej z 2008 r. są wysoce przesadzone. Publikowane dane z Niemiec i USA przeczą bowiem tej tezie. Jednocześnie szybkie zanegowanie spadków i powrót do tendencji wzrostowej na głównych rynkach wydają się w tym momencie wykluczone.