Te wręcz prześcigały się w przedstawianiu szkodliwych, a często również nierealnych, obietnic. Rezultat? Utrata zaufania inwestorów do spółek z branży bankowej, energetycznej i wydobywczej, a przez to relatywna słabość polskich indeksów (od początku roku WIG20 stracił 9 proc.), w porównaniu choćby z indeksami z zachodniej Europy (niemiecki DAX od początku roku zyskał 10 proc.).
Wydaje się, że warszawska giełda w dużym stopniu zamknęła się na wydarzenia płynące ze światowych gospodarek. Widać to chociażby po zbadaniu tegorocznego zannualizowanego odchylenia standardowego dziennych stóp zwrotu, które w tym roku dla WIG20 wyniosło 16,7 proc., a dla DAX czy CAC40 odpowiednio 23,7 proc. i 22,8 proc. Wyższa zmienność na zagranicznych parkietach świadczy o tym, że efektywniej reagują one na napływające informacje.
Warto jednocześnie podkreślić, że odizolowanie od wiadomości ze świata nie jest symetryczne i polska giełda jest bardziej wrażliwa na informacje negatywne niż pozytywne. Ostatni rok przyniósł wiele przykładów potwierdzających tę tezę. Ogłoszenie programu luzowania ilościowego (QE) przez Europejski Bank Centralny, ostatnia zapowiedź jego zwiększenia czy też pozytywne zakończenie rozmów pomiędzy wierzycielami a greckim rządem nie przełożyły się na duże zwyżki na lokalnych indeksach.
Jednocześnie obawy o kondycję chińskiej gospodarki czy „afera VW" dotknęły warszawskiego parkietu w podobny sposób, co giełdy np. w Niemczech czy USA.
Wielu analityków i inwestorów oczekuje, że końcówka roku przyniesie jeszcze sporo pozytywnych informacji ze światowych gospodarek, takich jak możliwość odsunięcia w czasie widma rozpoczęcia podwyżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, rozszerzenie programów stymulacyjnych przez EBC i Bank Japonii, a także ogłoszenie 5-letniego planu inwestycyjnego przez chińskie władze. Można jednak przewidywać, że i w tym przypadku polskie indeksy nie oddadzą ewentualnego entuzjazmu panującego choćby na giełdach w zachodniej Europie.