Dla odmiany marzec przyzwoitym mogli nazwać jedynie niepoprawni optymiści. To właśnie oni twierdzili, że ostatnia mizeria wskaźników to nic innego jak perturbacje w rozłożeniu czasu pracy (i czasu świąt) pomiędzy marcem i kwietniem. Ich tezy będzie można skonfrontować z rzeczywistością już w drugiej połowie bieżącego tygodnia.

W czwartek poznamy dane dotyczące dynamiki produkcji sprzedanej przemysłu. Ostrożnie formułowane założenia mówią, że dynamika roczna będzie gdzieś w połowie między 0,5 proc. z marca a znacznie lepszym 6,7 proc. notowanym jeszcze w lutym. Nie mniej ważny będzie komunikat o rocznej dynamice sprzedaży detalicznej. Tu w miejsce marcowych 0,8 proc. oczekiwana jest wartość mocna zbliżona do lutowych 3,9 proc. Być może też w przypadku budownictwa doczekamy się wreszcie przyzwoitszych wyników. Choć kilka takich niespełnionych oczekiwań poprawy już za nami, regres w rocznej dynamice sprzedaży w kolejnych miesiącach pogłębiał się systematycznie z -0,3 proc. w grudniu przez -8,6 proc. w styczniu i -10,5 proc. w lutym do -15,8 proc. w marcu.

Nieco szybciej poznamy dane dotyczące zatrudnienia i płac w sektorze przedsiębiorstw. Oczekuje się, że zarówno w zakresie zatrudniania, jak i płac dane powinny być lepsze niż w marcu. Roczna dynamika zatrudnienia ma się zwiększyć z 2,7 proc. do 2,8 proc., a płac z 3,3 proc. do 3,8 proc. Jeśli tak faktycznie będzie, to zwiększy się prawdopodobieństwo lepszych danych w drugiej połowie tygodnia.

Czy już dziś mamy w ręku argumenty wskazujące na poprawę koniunktury w kwietniu? Owszem, stanowią je informacje o agregatach pieniężnych z końca kwietnia, jakie w piątek opublikował NBP. Wynika z nich, że roczna dynamika depozytów przedsiębiorstw w kwietniu wyraźnie przewyższyła poziom ze stycznia i lutego. Również w przypadku depozytów gospodarstw domowych jest na co popatrzeć – w miejsce dynamiki 9,5 proc. z końca marca pojawiło się 10,3 proc. w kwietniu. Znaczy: środki są i najprawdopodobniej skłonność do zakupów też.

Optymistyczniej było także w zakresie kredytowania. Roczne tempo wzrostu należności przedsiębiorstw poprawiło się z 8,2 proc. do 10,8 proc. W przypadku gospodarstw domowych też notowany był wzrost – z 4,2 proc. do 5,9 proc., choć, trzeba przyznać, w części wywołany wzrostem złotowej wyceny kredytów walutowych.