W ciągu ostatnich czterech miesięcy zyskał on 290 punktów, czyli aż 16 proc. Zdaniem Piotra Kuczyńskiego, głównego analityka Domu Inwestycyjnego Xelion, nowe rekordy hossy na Wall Street są tylko kwestią czasu. Jego zdaniem argumentów przemawiających za takim scenariuszem nie brakuje. – Piątkowe fatalne dane z amerykańskiego rynku pracy oddalają perspektywę szybkiej podwyżki stóp procentowych. Zagrożeniem dla amerykańskiej hossy mogłoby być dalsze umacnianie dolara węglem chińskiego juana. Jednak moim zdaniem to ryzyko także maleje z dnia na dzień. Wsparciem dla Wall Street jest – i moim zdaniem nadal będzie – wzrost notowań ropy naftowej. Oczekuję, że notowania baryłki teksańskiej ropy WTI pójdą w górę i ustabilizują się dopiero w widełkach 50–60 dolarów. Droższa ropa poprawi sytuację amerykańskie spółek wydobywczych, oddalając tym samym widmo bankructw w tym sektorze – wylicza główny analityk DI Xelion. Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku, zwraca uwagę na korzystny „układ kresek" na wykresie S&P 500. – Ryzyko podwójnego szczytu na S&P 500 oraz odpadnięcia od strefy historycznych szczytów, tak jak już dwa razy stało się w 2015 r., jest duże i trzeba to brać pod uwagę. Jednakże warto spojrzeć na zachowanie się trzeciej linii, czyli jankeskich mniejszych spółek – grupujący je indeks Russell2000 ostatnio sprawuje się całkiem nieźle i zachęca cały rynek do zaatakowania zeszłorocznych szczytów. A skoro S&P 500 wciąż ma aktywne sygnały kupna, to zgodnie z prawami fizyki na razie należałoby zakładać kontynuację zwyżek i atak na 2140 pkt. Kiedy? Wydaje się, że wraz z przeniesieniem handlu na wrześniową serię derywatów – mówi Piotr Neidek, analityk techniczny DM mBanku. Pozytywny obraz rynku wyłania się także z prognoz zebranych przez Bloomberga wśród amerykańskich banków i biur maklerskich. Średnia ze wskazań zakłada, że pod koniec roku S&P 500 sięgnie 2154 pkt.