Zastanówmy się, jakie są szanse i zagrożenia dla Wall Street. Najbardziej oczywistym czynnikiem sprzyjającym kontynuacji hossy jest fakt, że w długim okresie amerykańskie akcje wykazują silną tendencję do ustanawiania kolejnych rekordów. Powód jest prosty – w długim okresie akcje dają udział w wartości spółek, która rośnie z kolei wraz z gospodarką. W tym kontekście nowy rekord na Wall Street nie byłby niczym dziwnym i zaskakującym.
Zostawmy już jednak ten „długi okres" i przejdźmy do bieżących realiów. To, co zaczęło się ostatnio wyraźnie zmieniać na plus, to przewidywania zysków amerykańskich korporacji. Aż do kwietnia analitycy konsekwentnie obcinali prognozy zysków zarówno na ten rok, jak i przyszły. Ostatnio prognozy się ustabilizowały, a jednocześnie te na 2017 r. pozostają o 14 proc. wyższe od tych na br.
Problem polega jednak na tym, że w konfrontacji z tymi prognozami wyceny akcji w USA wciąż nie wydają się atrakcyjne, mimo rocznej stagnacji kursów. P/E'16 (wskaźnik cena/zysk bazujący na prognozach na 2016 r.) znów zbliża się do poziomu 18, zaś P/E'17 wynosi ok. 15,5 – stąd nie widać jakiegoś wielkiego potencjału wzrostowego. Jaki jest bilans tych wszystkich czynników? Ani jednoznacznie negatywny, ani też hurraoptymistyczny. Istnieją duże szanse na nowe rekordy na Wall Street, ale nie widać potencjału do dalszego szybkiego wzrostu notowań.