Wygląda na to, że główny powód wyprzedaży akcji z minionego tygodnia nieco traci na znaczeniu, co jednak nie oznacza, że odwrót do ryzyka może okazać się trwalszy niż zaledwie kilka sesji.
W końcu minionego tygodnia nastroje wyraźnie się popsuły na Wall Street, która tradycyjnie nadaje ton pozostałym giełdowym parkietom. Przyczyną tego stanu rzeczy były dobre dane z rynku pracy, a raczej najwyższy od 2009 roku wzrost płac, co odebrano jako kolejny sygnał do możliwego wzrostu inflacji i w konsekwencji stóp procentowych, zarówno tych rynkowych, jak i ustalanych przez banki centralne. Inwestorzy połączyli to z jastrzębim wydźwiękiem ostatniego komunikatu Fed oraz proinflacyjną wymową publikowanych w czwartek wskaźników PMI dla sektora przemysłu. Właśnie dlatego przecena w Europie rozpoczęła się już w czwartek, ale Amerykanie z silniejszym impulsem podażowym czekali jeden dzień dłużej. Dzisiaj ciężko było przejść obojętnie wobec spadku indeksu S&P500 o ponad 2%. W Azji wyraźnie dominowała czerwień i początek sesji na Starym Kontynencie przebiegał w minorowych nastrojach. Brakowało jednak apetytów do kontynuacji spadków. Zresztą miały one już nieco inną naturę. Przykładowo sektory defensywne, które z końcem minionego tygodnia przeceniono w obawie przed wzrostem stóp, dzisiaj radziły sobie już lepiej. Oznaczało to, że główny powód wyprzedaży powoli zanikał, a spadki indeksów bardziej wynikały z odwrotu od ryzyka niż obawy przed inflacją bądź działaniami banków centralnych. Wbrew pozorom to dość istotna różnica, gdyż odwrót od ryzyka utożsamiać można z krótszą bądź dłuższą, ale jednak tylko korektą. Z kolei obawa przed wzrostem stóp przynajmniej w teorii może być czymś trwalszym i podkopać fundamenty całej hossy. Z tego względu dzisiejsze notowania postrzegać można jako jaskółkę zwiastującą odbicie na rynkach. Szczególnie, że publikowane dzisiaj dane cały czas wskazywały na rodzącą się presję inflacyjną. Mowa o wskaźnikach PMI dla sektora usług, które okazały się bardzo dobre. W Europie ożywienie gospodarcze zatacza coraz szersze kręgi i zaczyna oddziaływać na rosnącą presję do wzrostu płac, szczególnie w Niemczech. Z kolei w USA indeks ISM również wskazał na dobrą kondycję popytu czy rynku pracy. Wymowa tych danych była taka sama, jak tych które w ubiegłym tygodniu wywołały spadki na parkietach. Dzisiaj jednak podobnego ruchu nie zaobserwowaliśmy. Koniec sesji stał pod znakiem redukcji wcześniejszych strat. Ostatecznie krajowy indeks WIG20 stracił kosmetyczne 0,05% i obronił psychologiczny poziom 2500 pkt. Gorzej radziły sobie mniejsze i średnie spółki, co jednak jest naturalnym zachowaniem w środowisku większej awersji do ryzyka, które z dnia na dzień nie zniknie.