Początek sesji wyglądał bowiem pomyślnie, ale z każdą kolejną godziną notowań wzrosty stopniowo topniały. W ostatniej godzinie handlu zamieniły się one wręcz na spadki, które na zamknięciu zwiększyły się aż do 1,07%.

O poranku nastroje inwestorom dopisywały. Lepszemu klimatowi sprzyjały wczorajsze pokaźne wzrosty na Wall Street, na którą wciąż pozostają zwrócone oczy inwestorów z całego świata. W USA seria niekorzystnych danych odnośnie do wyższej od oczekiwań inflacji oraz słabszej sprzedaży detalicznej nie odcisnęła się negatywnym piętnem. Początkowe spadki po publikacji tych danych okazały się krótkotrwałe i szybko zostały odrobione. Ostatecznie zwyżka indeksu S&P500 przekroczyła 1% i wprawiła w dobry klimat rynki w Azji. Na Dalekim Wschodzie wyraźnie zyskiwał nawet japoński Nikkei, który przerwał negatywną passę związaną ze słabością dolara wobec jena. Słabsza amerykańska waluta powinna być z kolei korzystna dla całego spektrum rynków wschodzących, w tym GPW. Początek sesji rzeczywiście wyglądał pomyślnie. W całej Europie dominowała zieleń i również na warszawskim parkiecie pierwsze takty podniosły główny indeks o ok. 0,8% względem wczorajszego zamknięcia. Zmiana była równorzędna z tą obserwowaną we Frankfurcie. Jeszcze lepiej radziły sobie parkiety z południa Europy, gdzie wzrosty przekraczały 1%. Komentarze wskazywały na powrót apetytów na ryzyko, mimo że popołudniowe dane nie mogły zachwycać. Po pierwsze, potwierdzały one istnienie presji inflacyjnej w amerykańskiej gospodarce, gdzie inflacja producencka wzrosła silniej od oczekiwań a subkomponenty cenowe regionalnych indeksów z Nowego Jorku i Filadelfii okazały się najwyższe od lat. Pod drugie, po wczorajszym rozczarowaniu związanym z dynamiką sprzedaży detalicznej, dzisiaj gorsza od prognoz okazała się produkcja przemysłowa. Ponadto zrewidowane zostały dane za poprzedni miesiąc, w którym wzrost został zmniejszony aż o połowę. Wiele osób gorsze odczyty tłumaczy srogą zimą w tym roku i w taką retorykę zdaje się wierzyć Wall Street, ale równie dobrze mogą być to pierwsze oznaki spowolnienia. Nasz rynek wydaje się prezentować dość pesymistyczne podejście i w ostatniej godzinie handlu pomału topniejące wcześniej zwyżki szybko zostały zamienione na straty. Rynek zszedł poniżej poziomu 2450 pkt., który o poranku udało się pokonać. Negowało to szansę na pełne odrobienie strat z minionego wtorku. Zresztą zamknięcie sesji potwierdziło negatywne wnioski, jako że WIG20 stracił lekko ponad 1% i wyróżniał się wyjątkową słabością na tle europejskich rynków. Lepiej poradziły sobie małe i średnie spółki, ale i one zmniejszyły początkowe wzrosty niemalże do zera. Tym samym przerwana została seria udanych sesji od początku tego tygodnia.