Notowania popularnego indeksu dolarowego podskoczyły w dość szybkim tempie do poziomu z grudnia.
Aprecjacja USD ma jak zawsze wszechstronne konsekwencje dla innych aktywów. Z jednej strony – zgodnie z historycznymi korelacjami – jest to raczej negatywny impuls dla rynków wschodzących (ich indeks ociera się ostatnio o wielomiesięczne minima, a jednocześnie rozszerzają się spready na rynku obligacji), a także złota. Ale są też pozytywne skutki, szczególnie dla inwestorów mających ekspozycję na aktywa denominowane w amerykańskiej walucie. Wypada zauważyć, że choć indeks S&P 500 ma ciągle poważne trudności z wydostaniem się z trwającej od ponad trzech miesięcy konsolidacji, to kurs notowanego na GPW ETF-a na ten indeks właśnie pokusił się o sięgnięcie po nowy rekord. Właśnie za sprawą umocnienia dolara. Oczywiście kluczowe pytanie brzmi: czy aprecjacja USD jest zjawiskiem trwałym? Tutaj pewności nie ma. Na razie można ją wiązać z ucieczką krótkich pozycji („shortów"), których wcześniej nie brakowało – obstawianie spadku notowań dolara było dość popularną strategią wśród funduszy hedgingowych. Za dalszą aprecjacją przemawiałaby powiększająca się dysproporcja w stopach procentowych (rosną w USA, a np. w Europie są ciągle bardzo niskie). Ale są też czynniki negatywne dla USD, takie jak rosnący jak na drożdżach deficyt budżetowy.